31 stycznia 2015

25. "Komisariat, przepraszam i pogrzeb".

*Wielka Brytania, Anglia, Londyn. Komisariat policji*

Hermiona siedziała na krześle, ze skrzyżowanymi rękami na piersi, a jej twarz nie wyrażała żadnych emocji. Jednak w środku czuła smutek, złość i strach. Jej przyjaciółka właśnie leżała martwa w prosektorium, dlatego była smutna. Jak na razie nie ma żadnych dowodów, świadków, nawet poszlak, była przez to wściekła. Bała się o siebie, rodzinę i przyjaciół. Nie miała pojęcia, jak ich ochronić i sprawić, by byli bezpieczni. Bezradność rozdzierała jej serce, nigdy czegoś takiego nie czuła. Na dodatek nie wiedziała, jak pocieszyć Kelly, która była załamana całym tym zdarzeniem. Ów dziewczynka siedziała obok niej z irytacją wypisaną na twarzy.
— Przecież mówię wam do jasnej cholery, że ktoś ją zamordował! — zawołała, wymachując przy tym rękoma. O mały włos, a policjant miałby podbite oko. — Byłam świadkiem tego wydarzenia, idioto!
Hermiona przejechała sobie dłonią po twarzy, prosząc w duchu, żeby ten człowiek był wyrozumiały i nie ukarał Kelly za obrazę funkcjonariusza. Jeszcze tego by im brakowało, żeby wpakowały się w kolejne tarapaty. Panna Granger położyła dłoń na ramieniu przyjaciółki, mocno je ściskając. W ten sposób starała się ją uspokoić i przekazać jej, że nie jest sama.
— Wszystko rozumiem, młoda damo — powiedział spokojnym i miłym tonem, posyłając jej pobłażliwy uśmiech. Hermiona odetchnęła z niewysłowioną ulgą. — Robimy wszystko co w naszej mocy. Musisz jednak zrozumieć, że ślad się urwał, nie mamy nic, co by wskazywało na winę kogokolwiek. Ba! My nawet nie mamy żadnych podejrzanych! To jest totalna klapa. Nie martw się, zrobię wszystko, żeby zamknąć za kratkami tego, kto to zrobił.
Dziewczynki pokiwały głowami, ale dobrze wiedziały, co to znaczy. To już jest koniec, niczego więcej nie znajdą. Żadna z nich nie chciała się z tym pogodzić, nawet nie mogły uzmysłowić sobie, że ta sprawa może zostać nierozwiązana. Tym razem odezwała się Hermiona, zanim Kelly zdążyła pisnąć choć słówko.
— Tak się składa, że jeden świadek jest — stwierdziła poważnym tonem, patrząc na policjanta z lekkim wyzwaniem. — Ma na imię Kelly i siedzi przed panem. Nie to, że jestem zdenerwowana czy coś, ale przebywam już tu pięć dni, a wy nawet nie sporządziliście rysunku pamięciowego. Co z was za władza? Moja przyjaciółka była świadkiem tego wydarzenia, patrzała na śmierć Ellie i nie mogła jej nijak pomóc. I pan śmie mi mówić, że ślad się urwał? Może zamiast obżerać się pączkami, zacznie pan „robić wszystko, co w pana mocy”?
Mężczyzna tylko wzruszył ramionami, dając im do zrozumienia, że ma je głęboko w dupie i nie obchodzi go żadna śmierć żadnej Ellie.

* * *

— I po jakie licho mnie wtedy przytrzymałaś?! — Kelly wydzierała się już od pięciu minut na Hermionę, która tylko kiwała głową z politowaniem. — Usunęłabym mu parę zębów, bawiąc się w dentystę. Um, jakby błąd lekarski!
Po tych słowach panna Granger przejechała sobie ręką po twarzy w geście bezradności. Nie wiedziała, co zrobić, żeby uspokoić tę dziewczynę, której usta nigdy się nie zamykają.
— Chciałaś pogorszyć całą tą sytuację?! — warknęła Herm, patrząc na przyjaciółkę ze zdenerwowaniem. — Gdybym cię wtedy nie powstrzymała, to już dawno szanowny Pączek miałby wciśnięty brzuch z jednej strony.
Dziewczynka policzyła w myślach do dziesięciu, a potem głośno odetchnęła. Hermiona miała racje, nie powinna tak gwałtownie reagować na to głupie zachowanie tego głupiego policjanta, ale nic mogła poradzić na to, że nie wytrzymywała już całej tej afery. Chciałaby usiąść razem z Ellie i Mioną w ulubionej lodziarni i wcinać lody, ale było to niemożliwe. Ellie nie żyła, a one dwie muszą znaleźć sprawcę tego morderstwa. Nie może być tak, że zabija się człowieka w biały dzień i nie można znaleźć winowajcy.
— Może masz ochotę na gorącą czekoladę i ciasteczka mojej mamy? — zapytała szatynka, uśmiechając się smutno. Zauważyła, że oczy Kelly błyszczą się od łez. Ona sama ledwo powstrzymywała się przed rozryczeniem się jak malutkie dziecko. Obydwie tak bardzo tęskniły za przyjaciółką.
— Jasne, Miona — powiedziała, uśmiechając się przy tym uroczo. Nie chciała sprawiać jej przykrości mówiąc „Sorry, ale nie. Muszę iść do domu, zamknąć się w pokoju i jak co dzień ryczeć w poduszkę, patrząc przy tym na zdjęcie El”.
Panna Granger odwzajemniła uśmiech, kiwając głową. Ubrały swoje zimowe kurtki, czapki, szaliki i rękawiczki, a potem wyszły z komisariatu. Wczoraj w nocy spadł śnieg i mimo że one zwykle cieszyły się jak małe dzieci za każdym razem, kiedy widziały to zjawisko, to teraz wcale już ich nie uszczęśliwiał. Tak, moi drodzy, było aż tak źle. Jednak… Jak wy czylibyście się na ich miejscu? Cieszyć się zimą we dwójkę, kiedy jeszcze zeszłego roku radowały się nią we trzy. Bez dłuższego ociągnięcia doszły na podwórko Grangerów. Wyglądało naprawdę uroczo, będąc całkowicie ośnieżone, ale one nie zwracały na to wcale uwagi. Weszły do domu Hermiony, a od progu dało się słyszeć ciche granie radia oraz woń ciasteczek. Rozebrały się z kurtek i butów, a na sam koniec ściągnęły czapki i rękawiczki. Miały zaróżowione policzki od mrozu i było im zimno. Od razu usiadły przy kominku i zaczęły spoglądać w ogień. Bez Ellie było im tak pusto jakby zabrała im kawałek ich serca ze sobą. Tak bardzo chciały, by ona wróciła, ale niestety to niemożliwe. Pragnęły by stanęła teraz w tych głupich drzwiach z uśmiechem na ustach, zarumienionymi policzkami i książką pod pachą. Żeby usiadła razem z nimi i razem z Hermioną zaczęłyby czytać ów książkę, a w tym czasie Kelly oglądałaby telewizję. Śmiałyby się i wygłupiały przy tym jak dwuletnie dziewczynki, ale byłyby razem i to się liczy. Nie mogły się pogodzić z tym, że ona odeszła, to było nie do zniesienia. Jednak najbardziej bolało to, że nie mogły nic zrobić, a także nie pożegnały się z przyjaciółką. Wiedziały, że ona nie wróci, ale jeszcze w jakimś niewielkim stopniu miały nadzieję, że tak się stanie. Wierzyły, że ona naprawdę wejdzie przez te drzwi jak gdyby nigdy nic i będzie z nimi już zawsze. Jednak życie to nie jest koncert życzeń i one zdawały sobie z tego sprawę. Nie chciały, nie mogły, zapomnieć o Ellie, to zbyt bardzo je bolało. Zaczęły jeść ciasteczka i popijać je ciepłym mlekiem, ale to wcale nie pomagało im zapomnieć. Z każdą chwilą było coraz gorzej, a one nie mogły nic na to poradzić.
— Kelly! — Zduszony okrzyk wydobył się z gardła Hermiony, która była wpatrzona w jeden punkt. — Spójrz na to!
W następnej chwili z oczu obydwóch dziewczynek wypłynęły gorzkie łzy, a ust wydobył się szloch. Ona była wszędzie... Na zdjęciach, we wspomnieniach, a nawet w swojej ulubionej książce, którą zostawiła na półce w salonie Grangerów. Tak strasznie za nią tęskniły, nie wyobrażały sobie życia bez niej. Ellie była z nimi od zawsze i bez niej to już nie jest to samo. Chciały cofnąć czas i nie pozwolić na to, żeby Ellie zginęła. Do salonu weszła Jane Granger z tacą w ręce, a na niej trzy kubki pełne gorącej czekolady. Wcale nie zdziwił jej widok dwóch załamanych dziewczynek, po prostu do nich podeszła i bez słowa podała ciepły napój. Dziewczynki cicho jej podziękowały, a kobieta usiadła na podłodze naprzeciwko nich.
— Co mówili na policji? — zapytała kobieta, wpatrując się w córkę swoimi mądrymi oczami.
Hermiona odwzajemniła spojrzenie. Była smutna, bardzo smutna.
— To samo co zwykle, że nie ma żadnych postępów — odpowiedziała obojętnie, ale w sercu aż ją cisnęło. Miała ochotę wykrzyczeć jakim ten policjant był kretynem. — Pytał też dlaczego cię nie ma i mamy Kelly też.
Pani Granger patrzała na córkę z mieszaniną zaciekawienia i smutku. Martwiła się bardzo o swoje jedyne dziecko.
— Co im powiedziałyście? — zadała kolejne pytanie, a z jej twarzy nie schodziły smutek i zmartwienie.
Orzechowooka machnęła tylko ręką, dając mamie do zrozumienia, że to nie było ważne i nie ma się co przejmować.
— Powiedziałyśmy, że jesteście w pracy i nie mogliście przyjść — powiedziała Kelly, patrząc na panią Granger z delikatnym uśmiechem. — Dziękuję ciociu*, że zrobiłyście to dla nas i nie poszłyście tam razem z nami. To wiele znaczy dla mnie i Miony.
Kobieta pokiwała głową, głaszcząc obydwie dziewczynki po policzkach. Chciała być tam razem ze swoją córką, ale Hermiona pragnęła iść tam sama. Uważała, że sama lepiej sobie z tym poradzi. Z resztą... To cała panna Granger, która wszystko uwielbia robić sama.
— Nie masz za co dziekować, kochanie — mruknęła Jane, patrząc na obydwie dziewczynki. — Wiem, że zachowałam się nierozsądnie, pozwalając wam tam iść samej i pewnie Octavia też tak myśli, bo z jakieś pięć razy do mnie dzwoniła. Jednak zdążyłyśmy nabrać do was zaufanie i wiemy, że bez powodu byście o to nie prosiły. Tak, macie te jedenaście lat, ale czasami potraficie być bardziej dojrzałe od nas dwóch.
W oczach dziewczynek ponownie stanęły łzy i w następnej chwili przytulały się do kobiety, która mocno je tuliła. Tak bardzo chciały, żeby Ellie wróciła. Potrzebowały jej tak bardzo.
— Tęsknimy za nią! — wyszlochały obydwie, patrząc na mamę Hermiony z bólem w oczach.
— Wiem, dziewczynki, wiem... — wyszeptała Jane i tylko mocnej je przytuliła. Pragnęły już nic nie czuć. Chciały, żeby to już się skończyło.


*Wielka Brytania, Anglia, Londyn. Komisariat policji*

— Że co proszę?! — Kelly wydarła się na cały Londyn, następnego dnia podczas rozmowy z tym samym policjantem. Tym razem byli rodzice jej i Hermiony.
Na twarzy mężczyzny pojawiło się skrępowanie, które chwilę później zamieniło się w oburzenie. Policjant siedział na tym samym miejscu i jadł takiego samego pączka, co poprzedniego dnia.
— Spokojnie, droga panno — odpowiedział mężczyzna z chłodną obojętnością, a ona miała ochotę go uderzyć. — Przypominam, że rozmawia panienka z funkcjonariuszem policji.
Dziewczynka uniosła brwi i już chciała mu odpowiedzieć, że taki z niego policjant jak z koziej dupy trąbka, ale w ostatniej chwili jej matka zakryła jej usta ręką. Kelly miała ochotę ugryźć swoją rodzicielkę w dłoń, żeby mogła wygarnąć temu głupiemu facetowi, co o nim myśli.
— Zgadzam się z moją przyjaciółką! — warknęła lekko zirytowana Hermiona, trzymając jako tako nerwy na wodzy. — Co z pana za policjant? Siedzi pan sobie z tym wielkim kuprem na uginającym się krześle i je pączki. A co powinien pan robić? Szukać osoby, która zabiła naszą przyjaciółkę. I jeszcze śmie pan mówić, że zrobiliście co w waszej mocy, a jutro odbędzie się pogrzeb. Pan się powinien leczyć, panie władzo!
Pani Granger złapała Hermionę za dłoń i mocno ją ścisnęła, dając jej do zrozumienia, że jest przy niej i ją wspiera. Nawet sobie nie zdawała sprawy, ile to znaczy dla szatynki. Jej córka starała się opanować, ale nie było jej łatwo w takiej sytuacji. Ściskało ją serce, bo dobrze wiedziała, że nic nie da się zrobić i już jutro pójdzie na pogrzeb swojej własnej przyjaciółki. Dobrze wiedziała, że Kelly też tego nie wytrzymuje. Chciała wesprzeć przyjaciółkę i pocieszyć ją jakoś, nawet wpadła już na pewien pomysł.
— Przykro mi, drogie panie. Naprawdę to wszystko, co mogliśmy zrobić — powiedział tym samym obojętnym i wyprutym z emocji głosem, który doprowadzał wszystkich w tym pomieszczeniu do szału.
— Wiesz pan co? — syknęła Kelly z pogardą w głosie,wręcz biła od niej nienawiść. Jak on śmie?! On chyba nie myślał, kiedy to mówił. — Gówno zrobiliście w tej sprawie. Pewnie wszyscy policjanci na tym komisariacie są obżerającymi się grubasami. I nie rób z siebie idioty!
Mężczyzna spojrzał na dziewczynkę z oburzeniem, a w następnej chwili uderzył swoją wielką dłonią w blat biurka, przy którym aktualnie siedział. Rozległ się huk, a jego kawa rozlała się na papiery i karton pączków. Kelly uśmiechnęła się z satysfakcją, a na twarzy policjanta pojawiło się zawstydzenie zmieszane ze wściekłością.
— Jeśli myślisz, że tego nie zgłoszę, droga panno, to się grubo mylisz. Nikt nie ma prawa obrażać funkcjonariusza — warknął komisarz Marvin, patrząc na trzęsącą się ze złości dziewczynkę.
W następnym momencie pan Gray stał już na prostych nogach, a w jego oczach czaiła się czysta wściekłość. Jak ten bezczelny dupek śmie grozić jego córeczce?!
— Już widzę, jak pan to zgłasza! — parsknął chłodno, wpatrując się w mężczyznę z zirytowaniem. — Słuchaj teraz bardzo uważnie, Pączek. Jeszcze raz spróbujesz zagrozić komuś z tych osób... — Wskazał na Grangerów i swoją rodzinę. — ...to przysięgam, że cię rozgniotę tak jak tutaj stoję. Nie zgłosisz tego, bo wtedy my rozgłośnimy sprawę w mediach i dopiero wtedy zobaczysz jak będziesz mieć przesrane — W oczach pana Graya błysnęła wściekłość. — A teraz żegnam.
Bez słowa wyszli z gabinetu, a zaraz potem z komisariat. Żadne z nich nie mogło uwierzyć w to, że sprawa jest już zamknięta, a jutro odbędzie się pogrzeb Ellie.

*Hogwart, pokój profesor McGonagall*

— Pani jest jakaś nienormalna! — warknęła wściekła Julia, a Harry ją lekko przytrzymał, w obawie, że dziewczynka rzuci się z pięściami na opiekunkę Gryffindoru. — Czy pani nie rozumie, że ona nas potrzebuje?!
Kobieta dalej stała z tą swoją surową miną, ale widać było, że toczy wewnętrzną walkę. Nie miała pojęcia, co ma zrobić, To nie takie proste wypuścić sześć uczniów do Londynu, bo ich przyjaciółka przeżywa załamanie. Potrzebowała to przemyśleć, ale Julia jej na to nie pozwalała. Chciała natychmiastowej odpowiedzi, która jest niemożliwa.
— Rozumiem, panna McCorwin. Dobrze to rozumiem, ale nie mogę was wypuścić bez opieki — odpowiedziała więc rzeczowym tonem, obrzucając blondynkę surowym spojrzeniem.
— Będą tam jej rodzice i rodzice Kelly także. Mamy opiekę! — syknęła wściekła, nie przejmując się tym, czy jest miła, czy nie. — Za co pani jej tak nienawidzi, co? Co ona pani takiego zrobiła, że nie możemy jechać jej wesprzeć?
Minewra otworzyła szeroko oczy kompletnie zaskoczona. Oczywiście, że Hermiona nic jej nie zrobiła, nawet bardzo lubiła tą uczennicę. Z chęcią by ich wypuściła do tego nieszczęsnego Londynu, ale wpierw musi być pewna, że będ meli bezpieczną opiekę. Profesor McGonagall jest rozważną kobietą i nie będzie postępować lekkomyślnie.
— Dobrze, już, dobrze — mówiła dalej spokojnie, starając się dalej wyglądać surowo, ale w jej oczach widoczna była uraza. Nie chciała, żeby wyglądało, że jest bezduszną kobietą, bo tak, rzecz jasna, nie jest. — Porozmawiam z profesorem Dumbledorem i zobaczę, co da się zrobić.
Postawa Julii natychmiast się zmieniła. Podskoczyła wesoło i z radością zaklaskała w dłonie. Lunatycy uśmiechnęli się z ulgą. Cieszyli się, że będą mogli wspierać Hermionę w tych trudnych chwilach. W tym momencie panna McCorwin dopadły wyrzuty sumienia. Dobrze wiedziała, że pani profesor lubi Mionę i to było zagranie poniżej pasa, ale była pewna, że inaczej nie uda im się dostać do Londynu.
— Przepraszam... — wyszeptała dziewczynka, czerwieniąc się lekko. Naprawdę było jej głupio z powodu tego, że się tak zachowała.
Mistrzyni Transmutacji zamrugała oczami kompletnie zaskoczona zachowaniem uczennicy. Nie wiedziała, czy się przesłyszała, czy ona naprawdę to powiedziała.
— Proszę? — zapytała zbita z tropu. Chłopcy aż wytrzeszczyli oczy, nigdy nie widzieli takiej McGonagall.
— No wie pani... Za moje zachowanie i w ogóle.. — zająknęła się blondynka, spuszczając wzrok. Dalej było jej wstyd.
Nauczycielka pokiwała lekko głową, rozumiejąc o co chodzi Julii. Zdziwiła ją jej postawa, bo zwykle wyrażała dość głośno, co sądzi o sztywnej profesor McGonagall.
— Nic się nie stało, panno McCorwin — odpowiedziała z dobrodusznym uśmiechem.
W tym momencie obydwie zmieniły o sobie zdanie i mimo że w późniejszych latach naprawdę dużo się kłóciły, to jednak nie było w tym nienawiści - tylko dogryzanie sobie nawzajem albo różne poglądy.
W następnej chwili usłyszeli ciche klaśnięcie, a zaraz potem ciepły i dobry głos dyrektora Hogwartu, który stał w cieniu pokoju.
— No i sprawa załatwiona, drogie panie! — powiedział z uśmiechem na ustach, wracając do zdarzenia sprzed chwili. — A ludzie mówią, że tak trudno się pogodzić. Co do waszego wyjazdu, moi drodzy... Ja jestem za, ale musicie mi obiecać, że napiszecie wszystkie wypracowania i oddacie je na czas. Szkoła także jest ważna, mimo tragedii, która się wydarzyła. Nie można zatracić się w smutku, trzeba pamiętać o życiu.
Wszyscy pokiwali głowami ze zrozumieniem, nawet profesor McGonagall. Szanowała tego człowieka, był naprawdę najmądrzejszym i najlepszym czarodziejem, jakiego w życiu spotkała.
— Kto się tam z nimi uda, Albusie? — zapytała rzeczowym tonem, ale jej oczy dalej się uśmiechały. — I jakim środkiem lokomocji dotrą do Londynu?
Starzec spojrzał na kobietę z uśmiechem na ustach.
— Ja polecę z nimi Świstoklikiem, Minewro — odpowiedział grzecznie, ale w jego oczach dało się dostrzec błysk.
— Dziękujemy, profesorze Dumbledore — powiedzieli z wdzięcznością uczniowie. Nie mogli uwierzyć, że jednak pojadą do Hermiony i że będą mogli z nią tam być. — To wiele dla nas znaczy.
— Ubierzcie się odpowiednio i za godzinę chcę was widzieć pod moim gabinetem — rzekł po chwili ciszy, mrugając do nich, a oni pokiwali głowami. Albus zamykał już drzwi, gdy znowu usłyszeli jego głos. — Zapomniałbym... Fasolki Wszystkich Smaków.

*Wielka Brytania, Angila, Londyn, cmentarz*

Słowa księdza, łkający ludzie, niewyobrażalny smutek. Chyba tak wygląda każdy pogrzeb, czyż nie? Jest naprawdę dużo dziwnych i nietypowych śmierci, ale najgorsza jest taka niewyjaśniona. Ludzie żyją w niewiedzy i pół życia zastanawiają się, jak to się stało, że ta druga osoba straciła życie. Na dodatek to spotkało dziecko, które miało całe życie przed sobą. To chyba jest najgorsze... Wszystkich, którzy byli na tej uroczystości, chyba najbardziej to bolało. Zginęła tak szybko, zbyt szybko. Dwie dziewczynki stały obok siebie, ich oczy były zaczerwienione, ale nie było w nich łez. Nie miały już siły płakać. Dało się słyszeć charakterystyczny dźwięk łańcuchów i trumna znajdowała się już w wykopanym dole. W następnej chwili zmusiły się do rzucenia piaskiem do środka tak jak inni, a chwilę później patrzały jak ich przyjaciółka jest zakopywana. Po policzkach obydwu spłynęła jedna jedyna łza. Wiedziały, że to już koniec.
— Miona... — wyszeptała wyprutym z uczuć głosem.
— Kelly... — odszepnęła druga, tak samo brzmiąc.
Sekundę później przed nimi pojawili się Lunatycy, Dumbledore i Julia. Byli ubrani w mugolskie rzeczy, które były dobrane do okoliczności, a wyrazy twarzy przedstawiały zamyślenie i smutek. Żadne z nich nie odezwało się słowem, czekali aż dziewczynki uspokoją oddech i na chwilę przestaną myśleć o tym, co się zdarzyło.
— Co wy tutaj robicie? — zapytała, zduszonym od uczyć głosem, Hermiona.
— Przyjechaliśmy, bo wiedzieliśmy, że będziesz nas potrzebować i twoja przyjaciółka też — wyszeptała Julia, przytulając obydwie. — Takie rzeczy się zdarzają, a życie musi toczyć się dalej.
— Wiem... — odpowiedziały obie, zamykając przy tym oczy. — Tyle że to nie jest takie proste jak ci się wydaje...
— Wiem — stwierdziła po prostu Julia. — Czas leczy rany...
— Panna McCorwin ma rację — odezwał się profesor Dumbledore, patrząc na nie smutnym wzrokiem. — Zaproszę was na kakao i ciasteczka, to może osłodzi wam trochę czas. Nie powiem wam, że będzie od razu dobrze, ale z czasem nauczycie się z tym żyć, moje drogie.
— Dziękujemy i chęcią się wybierzemy — powiedzieli wszyscy, kiwając głowami.
— Tak, trzeba żyć dalej... — mruknęła Hermiona, spuszczając głowę. — Jutro wracam do Hogwartu...

---------
Helou. Nie zabijajcie mnie.
Nie dodawałam rozdziałów, bo nie miałam czasu ich pisać, a na dodatek nie miałam laptopa. Weny aż za dużo, bo pisałam kawałki rozdziałów na rękach, bo mam za mało kartek w zeszycie.. Ale, ale.. Zaczęły się ferie, odzyskałam laptopa i mogę pisać!
Dedykuję rozdział PaKi i Gabi. <3
Do napisania,kochani i spóźnionych Wesołych i Szczęśliwego Nowego. :3

8 komentarzy:

  1. Jezus Maria, wróciłaś! *oczy wypadają jej z oczodołów*. Mamy pierwszy, feriowy cud! (btw pjona, ja też zaczynam od poniedziałku ferie :D). Lecę czytać nn, tutaj jest moje miejsce.
    PsycholkAbigail

    OdpowiedzUsuń
  2. Druga, ale co tam uznajmy, że pierwsza ;p
    Kto PaKi zabroni :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra dałna odkładam na bok, muszę skomentować :D
      Wszak to mój obowiązek :*

      "Ye hit the drink, you take a toke
      Watch the past go up in smoke, yeah
      Fake a smile, yeah, lie and say that,
      You're better now than ever, and your life's okay
      Well it's not. No
      You're doing all these things out of desperation,
      Ohhh ohhh,
      You're goin' through six degrees of separation." *drze się na całe gardło. O kurde mialą skomentować xD *
      Rozdział bardzo mi się podobał xD
      Nie umiem pisac długich kom więc będe przeciągać różnymi głupotami.
      Ci i tak nie dorównam. Jesteś moim mistrzem w dziedzinie komentarzy, choć ostatnio troszku spałzowałaś.
      O czym ja tu ci ględziłam? A przecież rozdział.
      Kurde moja wewnętrzna bogini wlaśnie mnie gani xD
      "But if you close your eyessssssssssssssss" Kurde chyba muszę wyłączyć muzykę xD
      Ci policjanci byli be, przez duze B czylI BEEEEEE
      Hermionka taka ostra.
      Julie to był cios poniżęj pasa. Ciekawe jak odczuła go wieczna dziewica Minerwa.
      Chodź patrząc na ciebie to nwm czy ona u cb jest dalej dziewica?
      "But if you close your eyesssssssss"
      Szkoda mi tej przyjaciółki. Dumbel zawsze geniALNY!
      Co moge więccej ci napisać.
      Pisz dalej siostrzyczko, a ja czekam z niecierpliwością na next :* I dziękuje za dedyk kotuś :*

      Usuń
    2. Jej nie wyszedł taki krótki xD
      *PaKi :* której szajba odwala

      Usuń
  3. Podoba mi się magiczny klimat Twojego bloga. Całkiem ciekawa praca.

    OdpowiedzUsuń
  4. Super blog ! BArdzo klimatyczny ! :) Czekam na więcej, mam nadzieję, że się pojawi jeszcze w lutym ? :) <3

    [plonace-serca]

    OdpowiedzUsuń
  5. Nominuję Cię do LBA^^ Szczegóły u mnie: http://historieduchadelf.blogspot.com/2015/03/lba.html

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej! Bardzo podoba mi się Twój blog! Pisz dalej :*
    Jednocześnie zapraszam na mojego, dodaję tam m.in ciekawostki o HP. :) Mam nadzieję, że Ci się spodoba <3
    http://hogwaaart.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Komentarz piszesz przez kilka minut, a ja rozdział w kilka godzin/dni. Komentując dajesz mi motywacje bym pisała szybciej i lepiej. :)

3xff#e2d173xhx#d8c846xhx#dbd075xhx#c7b943xhx#988c25xhx#c8b832xhx#b8ac47xff1xff⋆xfxxfx✶xfxxfx⋆xff8xff20xff80xff5xff4xff40xff0 Harry Potter Magical Wand