Lunatyków obudziło
bębnienie deszczu o okno, znowu zapowiadał się ponury dzień. Ich jednak to nie
przejęło, bo wszyscy oprócz jednego śpiocha, rzucili się w stronę łazienki.
Zwycięsko w walce wyszedł Harry i z dumnym uśmiechem zatrzasnął im drzwi przed
nosem. Jeśli ktoś myślał, że wygra z Harrym Jamesem Potterem, to był w błędzie.
Reszta wojowników wróciło do swoich łóżek z pomrukiem niezadowolenia. Nic,
nawet głośne dudnienie ich nóg o drewnianą podłogę podczas tego szaleńczego
wyścigu, nie obudził Seamusa. Dalej, okryty po czubek nosa, spał sobie w
najlepsze, lekko pochrapując. Wrócił późno w nocy ze Skrzydła Szpitalnego,
gdzie odbyły się badania po pełniowe, więc nie dziwne, że teraz był zmęczony.
Chłopcy spojrzeli na niego ze współczuciem i wrócili do drzemania i kiedy już
zapadali w głęboki sen...
BUM!
Z łazienki jak
tornado wyszedł okularnik i głośno uderzył drzwiami o ścianę dormitorium. Z
wielkim uśmiechem na ustach spojrzał na swoich przyjaciół, którzy spojrzeli na
niego ze złością i zrezygnowaniem.
— Nie spodziewaliście
się mnie tak szybko! — krzyknął rozentuzjazmowany Potter, a w jego stronę
poleciały trzy wielkie poduszki, które pacnęły go w głowę. Seamus dalej spał,
mając wszystko i wszystkich w głębokim poważaniu. — Ej!
— Srej! — zaśmiał się
Dean i wbiegł do toalety nim ktokolwiek inny wpadł na pomysł, żeby w ogóle się
ruszyć. Skoro chłopak lubi takie wyzwania, to niech idzie. Oni woleli na spokojnie
powalczyć następnym razem.
Oczywiście ich plany
poszły w łeb, gdy znowu przysnęli podczas warty, więc kiedy do pokoju wszedł
ubrany Thomas oni byli zszokowani. Nie rozumieli, jak można w tak ekspresowym
tempie się umyć, ubrać i uczesać. Jednak to jest Hogwart, tu jest wszystko
możliwe. Kolejny wszedł Neville, który po trzecim kopnięciu przez Harry’ego
nazwał go skretyniałym idiotą i zdenerwowany wyparował z dormitorium. Mimo iż
Ron się starał, naprawdę bardzo mocno to i tak wymiękł po minucie i zasnął,
więc gdy Neville wybiegł z głośnym „Znalazłem moją skarpetkę!” to ten aż spadł
z łóżka. Mimo iż Longbottom przeprosił już go za to kilka razy, to Weasley nie
mógł przeboleć stłuczonego tyłka, przez który naprawdę cierpiał. Gdyby Ginny
przy tym była, to nazwałaby swojego brata „niezdarą, który nawet nie umie spaść
na cztery łapy”, ale jeszcze jej nie było w Hogwarcie. Wszedł z wysoko
uniesioną głową do łazienki, a pozostali zaczęli dusić się ze śmiechu, bo Ron
chodził jak kaczka. Wyglądał przy tym naprawdę zabawnie, a oni cenili dobrą
rozrywkę. Po chwili rudowłosy był na powrót w pokoju i brał już swoją torbę
szkolną. W tym momencie wszyscy spojrzeli na śpiącego Seamusa i uśmiechnęli się
uroczo, tak rozczulił ich widok chrapiącego kumpla. Wzięli swoje plecaki i
wyszli z dormitorium, tym razem cicho. Zeszli do Pokoju Wspólnego gdzie
zobaczyli dziewczyny, które rozmawiały wesoło na kanapie przy kominku, w którym
skakały płomienie. Podeszli do nich i zajęli wolne miejsca na sofie, a potem
dołączyli do rozmowy.
— A wy nie na
śniadaniu? — zapytał wesoło Harry z huncwockim błyskiem w oku.
— Jak widać nie… —
mruknęła rozbawiona Julia, posyłając mu wesoły uśmiech. — Wy też jeszcze nie
szliście?
— Szliśmy, nie widać?
— zaśmiał się Dean, a zaraz za nim Neville.
— Chyba musimy kupić
sobie okulary, bo nie widzimy.
— Miona jak zwykle
błyskotliwa z rana.
— Jest dziesiąta… —
powiedziała z rozbrajającym uśmiechem.
— Przepraszam za błąd
— mruknął skruszony Ron. — Jesteś błyskotliwa w nocy.
Dziewczyny uniosły
brwi.
— Nawiedzasz nas w
nocy? — zapytała z oburzeniem panna McCorwin. — Czego my się tutaj dowiadujemy.
Rudowłosy
wytrzeszczył na nie wzrok.
— Co?! — wykrzyknął
zaskoczony, ale lekko oburzony. — Nie!
— Tak sobie wmawiaj!
— zaśmiała się rozbawiona Julia.
Po tych słowach wszyscy
wybuchli śmiechem, nawet obrażony Ron. W takich wesołych nastrojach ujrzała ich
Wielka Sala, gdy weszli i zajęli swoje miejsca przy stole Gryffindoru.
Powiedzieli do siebie głośne „Smacznego!” i zaczęli jeść śniadanie.
Orzechowooka spojrzała na magiczne sklepienie i spuściła głowę z niezadowoloną
miną. Było ponuro i paskudnie, jak ona nie znosiła takiej pogody. Niby koniec
października, ale wolała, żeby znowu świeciło słońce, a nie padał deszcz.
Pokręciła głową i wróciła do wcześniej zaczętego posiłku. Pierwszą lekcją
gryfońskich pierwszoklasistów było zielarstwo z Ślizgonami, więc od razu po
śniadaniu wrócili do swoich dormitoriów, by ubrać na siebie płaszcze. Lunatycy
wyszli ze swojego pokoju w pełnym składzie, dołączył do nich Seamus, a potem
razem z dziewczynami poszli na lekcje. Gdy wyszli z zamku i stanęli na
błotnistym gruncie, od razu wiedzieli, że ktoś dzisiaj zaliczy kąpiel błotną.
Szli jednak, mało się tym przejmując i wesoło się naśmiewając. Kiedy Dean
wykrzyczał, że jest mistrzem Hogwartu, to potknął się o własne nogi i padł jak
długi na ziemię. Dalej potoczyło się o wiele szybciej, bo szli wężykiem i
przewrócili się jedno na drugie jak w dominie. Zaraz potem po całych błoniach
potoczyły się głośne śmiechy. Błotne potwory obrzucały się błotem, chociaż i
tak byli już cali brudni. Całą tę wojnę na wodno-piaskowe papki rozpoczął Harry
Potter, który z wielkim uśmiechem, stwierdził, że Hermiona jest wyjątkowo blada
i zaczął rozcierać na jej twarzy ów błoto. Inni uczniowie omijali ich szerokim łukiem,
bo sami nie chcieli być brudni, jednak patrzyli na nich z rozbawieniem i swego
rodzaju zazdrością. Ta paczka przyjaciół miała teraz wszystko gdzieś, liczyło
się błoto, oni i dobra zabawa, a nie jakieś tam lekcje. W końcu jednak musieli
przestać i wstać, ale było to trudne, bo wyglądali właśnie jak ta ziemia, na
której teraz się turlali. Z wielkimi uśmiechami na ustach rzucili w siebie
ostatnimi błotnymi plackami i podnieśli się z ziemi. Stanęli na nogach i
oczyścili się jednym zaklęciem, a potem ruszyli w stronę szklarni. Zaczęli
biec, bo nie chcieli się spóźnić, na czele pędziła Hermiona, która była lekko
przerażona. Zawsze była punktualna i teraz też tak będzie. Jeszcze bardziej
przyśpieszyła i równo ze słowami „Dzień dobry, dzień dobry. Proszę wejść”
stanęła przed panią Sprout. Chwilę po niej pojawili się Lunatycy i Julia,
którzy wyszczerzyli się do profesorki i zajęli swoje miejsca obok panny
Granger. Spojrzeli na doniczkę, która stała przed nimi na stole i westchnęli.
Znowu będą musieli zrywać strąki ze Skaczącej Fasolki, nie byłoby to takie
trudne gdyby nie gryzła przy każdym dotknięciu.
— Pod koniec
dzisiejszej lekcji chcę widzieć przed sobą cały kosz strąków fasolki —
powiedziała spokojny, lecz surowym głosem. — Kto pierwszy postawi przede mną pełen
koszyk tego dom zyska dwadzieścia punktów. Powodzenia.
Wszyscy grzecznie
podziękowali i rzucili się na swoje doniczki, nie dosłownie oczywiście. Każdy
chciał dostać punkty i walka również była zaciekła. Wszyscy już po pięciu
minutach pracy mieli pogryzione ręce i dłonie, ale każdy miał zacięty wyraz
twarzy i błysk wygranej w oczach. Wszyscy chcieli wygrać i gdzieś mieli to czy
będą podrapani czy nie. Teraz chodziło o ich honor i dumę, a to było naprawdę
bardzo przekonujące. Kiedy zadzwonił dzwonek obwieszczający koniec lekcji do
pani Sprout podbiegły cztery osoby, a potem obrzucili się pogardliwym
spojrzeniem. Hermiona Granger, Dracon Malfoy, Seamus Finningan i Mattiew
Princess stali naprzeciwko siebie.
— Mamy całe kosze! —
wykrzyknęli wszyscy w tym samym momencie, a potem spojrzeli po sobie z odrazą.
— Teraz punkty!
Pani Sprout patrzyła
na nich ze zdziwieniem, zresztą tak jak cała grupa, która przyglądała się im z
zaciekawieniem. Hermiona i Draco strzelali w siebie nienawistnymi spojrzeniami,
a Seamus i Matt spoglądali na siebie z lekką pogardą. Pokazali w tej samej
chwili swoje pełne kosze, a zielarka westchnęła zrezygnowana.
— Będziecie musieli
je przeliczyć żebym wiedziała komu mam przyznać te punkty… — mruknęła lekko
zażenowana.
Z zaciętym wyrazem twarzy
zaczęli liczyć swoje zbiory, wyzywając przy tym na siebie nawzajem. Jednak gdy
skończyli, to kolejny raz ich wzrok spoczął na biednej profesorce, która z
przerażeniem rozszerzyła oczy. Błagała w myślach, by któreś z nich miało o
wiele wyższą liczbę od innych.
- 100 — powiedzieli
równo, a potem głośno warknęli. — KURDE!
To jedno słowo
pokazywało to co teraz czuła nauczycielka. Była lekko wystraszona, bo
wiedziała, że żadne z nich nie odpuści aż nie dostaną punktów. Wywróciła, więc
tylko oczami, a potem powiedziała.
— Każdy z was dostaje
pięć punktów.
— CO?! — krzyknęli
oburzeni. — NIE PO TO TYRAŁEM W TYM GÓWNIE PRZEZ DWIE GODZINY, ŻEBY TERAZ NIE
DOSTAĆ TYCH PIĘTNASTU PUNKTÓW!
Kobieta kolejny raz
tego dnia się zmieszała i delikatnie zarumieniła. Jednak nie dała po sobie
poznać, że przestraszyła się uczniów. Zawsze była stanowcza i zdecydowana,
teraz też tak musiało być.
— Koniec i kropka —
uniosła wysoko brwi z irytacji. — Nie zmienię swojego zdania, moi drodzy.
Możecie już iść.
Czwórka wzburzonych
jedenastolatków wyszła pomieszczenia. Byli cali czerwoni z wściekłości. Jak ona
mogła tak postąpić?! Przecież to była zniewaga i uczynek godny Azkabanu.
— Głupia, stara
mandragora! — warknął Matt.
— Stara
wariatka-zielarka! — zawtórowała mu Hermiona.
— Powalona,
zidiociała baba! — dodał swoje trzy knuty Draco.
— Jak ta stara
purchawa mogła dać na tak mało punktów! — wściekł się Seamus.
— NO WŁAŚNIE! —
poparli go wszyscy.
Nagle w ich głowach
zrodził się plan, wredny kawał, który mieli zamiar zrealizować.
— Myślicie o tym
samym co ja? — zapytało czworo uczniów. — Tak, ja też!
Cichaczem wrócili do
szklarni i spojrzeli na swoje kosze i zabrali trzy z czterech. Przecież dała
dwadzieścia punktów, co równało się z jednym pełnym koszem fasolek. Wyszli nie
zauważeni pomieszczenia, a potem schowali się za drzewem, które stało
nieopodal. W tym momencie Hermiona wpadła na pewien pomysł, którym zaraz potem
się z nimi podzieliła.
— Mogę dzięki temu
stworzyć eliksir… — wyszeptała patrząc na nich jak urzeczona.
Draco wywrócił
oczami.
— Co ty znowu
pleciesz za głupoty, Granger?
Ona powtórzyła to co
przed chwilą blondyn, a potem uśmiechnęła się ironicznie.
— Jeśli przyniesiecie
mi szesnaście gałek ocznych ropuchy, osiem fiolek ze śluzem gumochłona,
dwadzieścia cztery suszone liście piołunu i osiem pazurów hipogryfa, to stworzę
cztery kociołki eliksiru na kaca — wytłumaczyła spokojnie, krzyżując ręce na
piersi. — Dla nas czterech, wszystkim nam się to przyda, a ta Sprout sobie
zapamięta, żeby z nami nie pogrywać.
Wszyscy podnieśli ze
zdziwieniem brwi, a potem szeroko się uśmiechnęli, no może Draconowi wyszedł
tylko grymas, ale to już połowa sukcesu. Teraz będą musieli zdobyć tylko
składniki i zacznie przyrządzać eliksiry.
— Ja jestem za! —
powiedzieli wszyscy, a on wyszczerzyła się do nich, z huncwockim błyskiem w
oku. Takiej Hermiony Granger to jeszcze oni nie widzieli.
Podzielili się kto co
skołuje i rozeszli się w swoje strony, umawiając się w tym samym miejscu za
tydzień. Trzy koszyki z fasolkami wzięła orzechowooka, która jako jedyna z nich
posiadała plecak zwiększająco-zmniejszający, więc po paru minutach trzysta
strąków warzyw leżało na dnie jej brązowej torby. Rzucili sobie jeszcze
ostatnie spojrzenia, mimo iż byli już od siebie daleko, to dalej widzieli
rozbawienie i wesołość w swoich oczach. Nawet ten zimny i okropny Draco Malfoy
uśmiechał się teraz do swoich wrogów, mając czystość krwi głęboko w poważaniu.
Teraz Hermiona zrozumiała dlaczego Jul tak bardzo go lubiła, przecież nawet
pesymista by się teraz przy nim uśmiechnął. W tym momencie panna Granger
poczuła falę współczucia do swojej przyjaciółki, która straciła przyjaciela, i
do niego, swojego wroga, który musiał zakończyć przyjaźń z McCorwin nie z
własnej woli. Razem z Seamusem poszli teraz na OPCM, gdzie od wejścia odjęto im
dwa punkty za spóźnienie, przez co o mało nie dostali białej gorączki. W
przypływie odwagi Hermiona spojrzała wyzywająco na nauczyciela.
— Jak ja już bym
chciała, żeby pan przestał tu uczyć! — warknęła z nienawiścią i zajęła swoje
miejsce obok zaskoczonej Julii, która tak jak reszta grupy była zdziwiona
wyskokiem grzecznej i poukładanej szatynki. Nawet Ślizgoni byli pod wrażeniem
jej wyczynem.
— Cóż za bezczelność,
Granger… — syknął profesor, którego tak wszyscy nienawidzili. — Gryffindor traci
trzydzieści…
Dziewczynka wywróciła
oczami, nadal ironicznie się uśmiechając.
— Wolę szlaban,
profesorze — zaśmiała się rozbawiona, a wszyscy wytrzeszczyli na nią oczy. Co
wstąpiło w tą dziewczynę?
To samo pytanie
zadawała sobie sama Hermiona, która nigdy się tak nie zachowywała. Jednak musi
kiedyś przyjść taki czas, kiedy będzie trzeba coś zmienić i ten dzień chyba
nadszedł. Nie! Co ona gada?! Przecież to niedorzeczne, żeby ONA kpiła sobie z
NAUCZYCIELA! To wszystko przez Julię i jej charakter! Zwal wszystko na nią, przecież to tylko jej wina, usłyszała cichy
głosik w swojej głowie i zaprzestała obwinianiu przyjaciółki. Podniosła się z
miejsca ze spuszczoną głową, wróciła prawdziwa Hermiona Granger.
— Przepraszam,
profesorze — I usiadła z powrotem, zaczynając czytać temat. Mężczyzna był zbyt
zdziwiony jej zachowaniem, by jakkolwiek zareagować. Nigdy coś takiego się nie
zdarzyło, żeby najlepsza uczennica na roku stawiała się profesorowi. Zaiste,
tego jeszcze nie grali… Nie wiedział już czego może spodziewać się po tej małej
Gryfonce, ale był pewny, że ona może przeszkodzić mu w jego planie. A plan
powieść się musi, bo od tego zależy jego życie, a żadna wścibska szlama mu tego
nie pokrzyżuje. Zaczęli ważyć podany na tablicy eliksir, a on wszedł do swojego
prywatnego gabinetu. Wszyscy byli na tej lekcji wyluzowani i zadowoleni, ktoś w
końcu dopiekł temu wrednemu facetowi. Każdy jednak żałował, że Hermiona nie
kontynuowała, bo wtedy pewnie dostałby szewskiej pasji, a tego właśnie chcieli.
Może po tym zdarzeniu będzie miał do nich większy szacunek i stanie się milszy?
Jeśli tak myśleli to byli w błędzie, bo mężczyzna na sam koniec lekcji zadał im
naprawdę potworne wypracowanie na pojutrze. Naprawdę zdenerwowani wyszli z
sali, a ostatnia osoba trzasnęła drzwiami. Cieszyli się jednak, że teraz
została im tylko transmutacja z Krukonami i koniec lekcji, bo będą mieli czas
na przygotowanie do balu. Tylko skąd wziął się pomysł na bal z okazji Nocy
Duchów? Oczywiście wymyślili go Huncwoci wiele lat temu, kiedy jeszcze sami
uczęszczali do Hogwartu. Lubili łamać zasady, więc to był kolejny sposób na
zrobienie tego. W nocy zakradli się do wszystkich Pokoi Wspólnych i wywiesili
wiadomość o tym, że za tydzień odbędzie się bal. Profesorowie nie mogli tego odkręcić,
bo dziewczyny zbyt bardzo się ucieszyły, niektóre od razu wymknęły się do
Hogsmade po sukienki. Kiedy, więc się dowiedziały, że to był tylko żart
zbuntowały się i powiedziały, że nie będą chodzić na zajęcia jeśli bal się nie
odbędzie. I właśnie tak, od kilkudziesięciu lat, jest organizowany bal.
Hermiona i Julia od razu poszły do swojego dormitorium, by zacząć się szykować,
a chłopcy wybrali się na błonia gdzie zrobili sobie wojnę na liście. Dopiero
godzinę przed czasem wrócili do Pokoju Wspólnego i przebrali się w szaty
wyjściowe. Ron miał starą, czarną, prostą szatę po starszym bracie, Parcym, a
sam chłopak ubrany był w kasztanowy, falbankowy i dziwnie wyglądający garnitur.
Kiedy pierwszoklasista zaczął się z niego nabijać powiedział, żeby się nie zdziwił,
że w przyszłości też takową dostanie, więc się natychmiast zamknął. Neville
zaprosił Cho Chang, która była o rok starszą Krukonką. Harry wybierał się z
Hermioną, Ron z Julią, Seamus z Parvati, a Dean szedł z Lavender. Dziewczyny
bardzo ładnie wyglądały, miały na sobie różnokolorowe sukienki i balerinki.
Mimo iż były młodsze od szóstoklasistek, to prezentowały się nie gorzej od
nich. Włosy też miały ładnie upięte, były jak księżniczki. Pięć minut przed
rozpoczęciem balu zeszli do Wielkiej Sali, która wyglądała naprawdę wspaniale.
Stoły zrobiły miejsce parkietowi, a cztery meble stały z boku przepełnione
jedzeniem. Cała sala była udekorowana iście hallowenowo i każdy czuł ten
nastrój. Wielu uczniów było poprzebieranych w najróżniejsze potwory, wszystkie
kostiumy zachwycały. Byli pewni, że będą się dzisiejszego wieczoru dobrze bawić
i nie pomylili się. Tańczyli ze sobą na przemian i co chwilę chodzili się
napić. Rozmawiali, śmiali się, dobrze bawili. Muzyka im się podobała, bo każdy
z nich lubił Fatalne Jędze, które zostały zaproszone przez Dumbledorea. Kiedy
byli już trochę zmęczeni tańcowaniem, to usiedli przy swoim stole, wesoło ze
sobą gawędząc. Nagle powstał dyrektor i zaczął swoją mowę.
— Mam nadzieję, że
dobrze się bawicie. Za zabawę możecie podziękować dawnym uczniom tej szkoły, na
których mówiono Huncwoci, bo to właśnie oni i ich koleżanki ustanowili ten bal,
jako tradycję naszej szkoły. Jak co roku tańczymy, jemy, rozmawiamy i bawimy
się, więc… Życzę udanego wieczoru, moi mili.
Wszyscy zaczęli klaskać
i wiwatować, a potem od razu wrócili do poprzednich czynności. Wielu uczniów
się już zmyło i pewnie teraz chodzą gdzieś po Hogwarcie, spędzając razem czas
na różnych rzeczach. Im jednak zbyt bardzo się podobało, żeby opuścić mury
Wielkiej Sali, nawet Fred i George zostali, chociaż mówili, że wyjdą po
pierwszej godzinie. Potem dziewczyny powiedziały, że pójdą się czegoś napić,
więc odłączyły się od chłopców. Już w następnej chwili stały przy barku i piły
Piwo Lodowe, śmiejąc się wesoło. Opowiadały sobie zabawne momenty ze swojego
życia, śmiały się ze znienawidzonego nauczyciela i plotkowały. Po chwili
podszedł do nich Draco Malfoy i poprosił Julię na stronę, więc ta niechętnie
się zgodziła. Kiedy Hermiona dopiła piwo i zrozumiała, że jej przyjaciółki nie
ma już od ponad piętnastu minut to lekko się zirytowała.
— No gdzie ona jest…
— szeptała co chwilę, aż w końcu wyszła z Wielkiej Sali na poszukiwania panny
McCorwin.
Przed samymi drzwiami
leżała jej srebrna bransoletka, więc zaczęła szukać kolejnych śladów tego, że
jej przyjaciółka tu była, ale nic więcej nie znalazła. Dlatego zaczęła chodzić
od drzwi do drzwi, poszukując zguby. Dopiero przed drzwiami opuszczonej
łazienki trafiła na jej kolejną bransoletkę. Otworzyła drzwi kopniakiem i już
od wejścia dało się słyszeć krzyki, Julii i jej kuzyna. Zirytowana podeszła do
nich i głośno chrząknęła, a oni jak na komendę odwrócili się, a widząc ją
wywrócili oczami.
— Mogę wiedzieć o co
wy znowu się kłócicie? — zapytała spokojnie, krzyżując ręce na piersi.
— To nie twój
interes, szlamo… — syknął arystokrata, obrzucając ją pogardliwym spojrzeniem. —
Znowu się wtrącasz w nie swoje sprawy.
— Nie ciebie się
pytam, fretko — warknęła, a on mimowolnie się zarumienił na wspomnienie o tym
przykrym incydencie. Julia wybuchła głośnym śmiechem, na co on spiorunował ją
wzrokiem.
— No co? — wysapała,
nadal rozbawiona. — To serio było śmieszne, Malfoy.
Chłopiec prychnął.
— Bardzo…
— Jeśli chcesz
wiedzieć co się stało, to ci powiem! — zawołała oburzona, przybierając pozycję
bojową. — Ten orangutan mnie tu więzi, twierdząc, że mu coś zrobiłam. Ja!
Anioł, nie dziewczyna!
— Ja ci zaraz dam
orangutan! — warknął na nią. — To ta małpa sobie wymyśliła, że wszystkie
problemy świata to moja wina.
— Bo to prawda,
kretynie! — wykrzyknęła zdenerwowana, machając pięściami.
— I widzisz,
Granger?! — zawołał, patrząc oskarżycielsko na swojego wroga.
— Co ja?! — warknęła
zaskoczona. — Przecież nic ci nie zrobiłam!
— Ale to twoja
przyjaciółka!
— A twoja kuzynka!
— No i co z tego? —
zapytał lekko zbity z tropu.
— Jesteś głupi jak
but.
— Ej, ej, ej!
Spokojnie, Mionka… — powiedziała, klepiąc przyjaciółkę po plecach, a Draco
uśmiechnął się zwycięsko. — Nie obrażajmy butów, one są przydatne dla
społeczeństwa.
Głupi uśmieszek
zniknął z jego twarzy, tak szybko jak się pojawił. Prychnął tylko zdenerwowany.
— Mogę w końcu stąd
wyjść?
— A czy ja cię
trzymam, McCorwin?
— Glo.. Maglo… Maglo…
Maglo… Glo…
— Co ty tam do siebie
gadasz, Granger?! — warknęli zirytowani.
— Ale to nie ja, imbecyle!
— pisnęła przerażona Hermiona, która teraz opierała się o drzwi kabiny.
— Jak nie ty, to… —
Przerażeni nie dokończyli. Przed nimi stał Troll, prawdziwy, dorosły, Górski
Troll. — AAAAA!
— Widać, że strach
jest u was rodzinny! — usłyszeli kolejny pisk Hermiony.
— Ja się wcale nie
boję! — krzyknęli oburzeni w tym samym czasie, a maczuga w ręku potwora się
zachwiała, a potem opadła na jeden ze zlewów z głośnym trzaskiem. — AAAAA!
— Ta jasne… —
prychnęła panna Granger, która teraz stała przed krzyczącymi. — Ale z was
tchórze… Jesteście jak… AAAAA!
Właśnie w tej chwili
wielka i obleśna ręka podniosła Hermionę, mocno ściskając. Po chwili już Troll
wymachiwał nią jak grzechotką, powodując, że dziewczynie zbierało się na
wymioty. Potwór machał na przemian obiema rękami, jedną chciał po rozkwaszać
Draco i Julię, a drugą próbował uderzyć Hermioną o sufit. W pewnym momencie
panna McCorwin wyciągnęła różdżkę i wykrzyknęła:
— Wingardium Leviosa! — Maczuga Trolla
uniosła się w powietrzu, wyrywając się olbrzymowi w momencie, gdy miał w nich uderzyć.
Niestety Julia nie
znała się za dobrze na tym zaklęciu, więc po chwili potwór leżał na ziemi
oszołomiony swoją własną bronią, a Hermiona zeskoczyła z jego rozwartej ręki.
Draco patrzył na swoją kuzynkę i na Granger z ledwo wyczuwalnym podziwem.
— Ja jestem tak
czysty, że nie chciał mnie nawet dotknąć — powiedział dumnie unosząc głowę.
— Masz rację… —
Hermiona kiwnęła głową. — … przecież tylko miał zamiar cię zmiażdżyć tą
maczugą, nie?
Kolejna salwa śmiechu
wydobyła się z gardła Julii, a Malfoy zazgrzytał zębami. Nagle do łazienki
wpadła profesor McGonagall, a zaraz za nią profesor Snape. Obydwoje stanęli jak
wryci i wytrzeszczyli oczy najpierw na Trolla, a potem na nich.
— Co tutaj się
dzieje?! — wykrzyknęła kobieta.
— A nic ciekawego… —
mruknęła z wielkim uśmiechem Julia. — Tak tylko sobie herbatkę pijemy.
— McCorwin… — zaczął
Mistrz Eliksirów.
— Woli pan kawę, sir?
— zapytała zmartwionym głosem, a dwoje pierwszorocznych o mało nie wybuchło
śmiechem.
— Ostrzegam cię…
— Ach… Nie mamy
melisy na uspokojenie, ale może ziołowa pomoże.
— Wyczerpujesz moje
dobre serce…
— Pan ma zawał?! —
wykrzyknęła przerażona. — A pani co tak stoi? Niech mu pani pomoże!
— Przeginasz, drogie
dziecko…
— Czy tylko ja w tym
Hogwarcie umiem pomagać? — warknęła do siebie, podnosząc spory kawałek umywalki
i podchodząc do nieprzytomnego olbrzyma. Nabrała trochę smarków i śliny, a
potem wsadziła w ręce Severusa. — Proszę, oto galaretka.
— Weź mnie trzymaj,
McGonagall, bo jej coś zrobię — warknął zdenerwowany.
— Zaatakował nas, to
chyba logiczne, czyż nie? — zapytała Hermiona spokojne, a wszystkie pary oczu
były zwrócone w jej stronę.
— MALFOY WAS
ZAATAKOWAŁ? — zawołali w tym samym momencie, a panna Granger załamała nad nimi
ręce.
— Trochę się temu
Malfoyowi przytyło, nie? — zakpiła, wskazując na Trolla, a nauczyciele
połączyli fakty. Kogo ten Dumbledore bierze na pracowników?
— Wyglądać też tak
nie wyglądam… — mruknął urażonym tonem, krzyżując ręce na piersi.
— No ja bym się
kłóciła — prychnęła Hermiona z wrednym uśmieszkiem. — Ale masz rację… Wcale tak
nie wyglądasz.
— Tylko gorzej —
dodała swoje trzy knuty Julia, a panna Granger się do niej wyszczerzyła.
Chłopiec wywrócił
oczami.
— Powiedziały dwie
zakompleksione baby.
— No, spokój mi już!
— uniosła trochę głos profesor McGonagall. — Tak w ogóle to co pan tu robi,
panie Malfoy? To toaleta dla dziewcząt.
— Ja… yyy… — zająkał
się. — Szukałem McCorwin.
Kobieta patrzała na
nich spod przymrużonych powiek, a Snape poszedł gdzieś, mówiąc coś o psach,
idiotach i nauczycielu od OPCM’u. Jednak jeszcze jedna rzecz interesowała
Mistrzynię Transmutacji.
— Chciałeś jej coś
zrobić, Malfoy? — zapytała spokojnie, za spokojnie.
— No chyba panią coś
boli! — wykrzyknęła zirytowana Julia, mrużąc oczy. — A może zapomniała sobie
pani przetransmutować mózgu z kociego na nasze?
Nauczycielka tylko
przewróciła oczami.
— Normalnie jak
Meadowes… — mruknęła pod nosem, tak by nikt tego nie słyszał.
— A w następnym roku
przychodzi jej córka, wtedy to pani będzie mieć przesrane! — zaśmiała się
blondynka, uśmiechając się wesoło.
Kobieta tylko
westchnęła z rezygnacją.
— Gryffindor i
Slytherin zyskują po piętnaście punktów.
— A ta fretka za co
dostaje punkty?! — wykrzyknęła panna McCorwin. — Za trzęsienie gaciami?
— Bez dyskusji,
dziecko — powiedziała spokojnie, ale na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech. —
Możecie już wrócić do swoich Pokoi Wspólnych.
Wyszli z łazienki i
bez pożegnania odeszli w swoją stronę, nawet nie oglądając się za siebie. Chyba
nikt nie myślał, że dzięki temu się polubią? Oczywiście, że na to nikt nie może
liczyć, bo między nimi jest zbyt wielka nienawiść.
~*~
Dziewczyny zaczęły
opowiadać im o całym zdarzeniu w opuszczonej łazience, a oni patrzyli na nie
zaskoczeniu. Nie było ich razem pół godziny, a już zostały zaatakowane przez
jakiegoś wielkiego ułoma. Dziwili się, że Malfoy nie uciekł, kiedy tylko
zobaczył tego Trolla, ale czego się po nim można spodziewać. Potem zaczęli
podejrzewać kto mógłby wpuścić tego potwora do Hogwartu, bo sam raczej ten
przygłup nie wszedł. Pierwsze podejrzenia padły na Snapea, bo to on od jakiegoś
czasu się dziwnie zachowuje. Coriss nie mógłby to być, bo był zbyt poukładany,
wymagający i przestrzegał regulaminu jak ksiądz dziesięciu przykazań. A może
ten cały Puszek? Bo dlaczego wielki pies, nie mógłby wpuścić swojego
sprzymierzeńca. Na sam koniec zaczęli rozmawiać o meczu z Krukonami, który
zbliżał się nieubłaganie. Gryfoni mieli opracowane nową, lepszą taktykę, więc
byli pewni, że wygrają. Kiedy już byli trochę zmęczeni stwierdzili, że napiliby
się gorącego kakao. Tak, więc opuścili prawie pusty Pokój Wspólny, kierując
swoje kroki w stronę kuchni. Dziewczyny uwielbiały gilgotać chichocącą gruszkę,
więc zwykle to one to robiły. Weszli do pomieszczenia, a koło nich od razu
znalazło się stado skrzatów, kłaniając im się nisko.
— Witamy! — zawołały
wszystkie, uśmiechając się do nich promiennie. — Na co macie ochotę?
— Coś ciepłego do
picia… — zaczęła Hermiona z wielkim uśmiechem.
— Herbatę?
— Kawę?
— Czekoladę?
— Kakao?
— Coś mocniejszego?
Pytały na przemian,
ale oni zdecydowali się na kakao. Jednak to nie wystarczyło skrzatom, którzy
natychmiast pojawili się z siedmioma kubkami, z których unosiła się para,
podając im je.
— Może macie na coś
jeszcze ochotę?
— Paszteciki?
— Ciasteczka
wielosmakowe?
— Jakiś obiadek?
— Czekoladę?
— Lizaki?
— Cukierki?
— Może jaką kanapkę?
— A lody chcecie?
Pytały dalej,
wskazując na dane danie. Mimo wiedzieli, że niczego już nie wciągną, to mieli
ochotę na kanapki, więc właśnie o to poprosili. Po chwili każde z nich trzymało
talerzyk w ręce, uśmiechając się wesoło.
— A.. yest… mole…
kotlet? — zapytał z pełną buzią Ron, patrząc błagalnie na skrzaty.
— Oczywiście, sir! —
wykrzyknął jeden z nich, porywając jego talerzyk i kładąc na niego mięso, a
potem z powrotem oddał głodnemu chłopcu.
— Pycha! — zawył
rudowłosy, wgryzając się w ładnie pachnącego schabowego. — Najlelsze… jahie w
zycu… jadem…
— Nie gadaj z pełną
gębą! — warknęła na niego zgorszona Julia. — To nie kulturalne.
— Ty jesteś
niekulturalna… — mruknął urażony Ron, kończąc posiłek, który popił resztką
kaka.
Dziewczynka prychnęła
pogardliwie, ale zaraz potem uśmiechnęła się radośnie.
— Możemy zostawić
tutaj Weasleya? — zapytała z nadzieją.
— Niestety nie… —
powiedział zawiedzionym głosem Harry, a przyjaciel spojrzał na niego, krzycząc
„Zdrajca!”. — Dobra, jak już zjedliśmy, to możemy iść, nie?
— Mhm — zgodzili się
wszyscy i wyszli z kuchni, grzecznie dziękując za posiłek.
Weszli po schodach,
aż znaleźli się w Sali Wejściowej, a potem skierowali swoje kroki do góry,
gdzie poszli znowu wyżej. W następnej chwili schody zaczęły swoją wędrówkę, a
potem wylądowali na kolejnym piętrze, gdzie zeszli ze stopni. Podążyli
korytarzem, aż znaleźli się przed wielkimi drzwiami. Dean pociągnął za klamkę,
ale to nie działało, a zaraz potem usłyszeli krzyki Filcha.
— Niech ja tylko
dorwę tych nocnych wędrowników, to im nogi z dupy powyrywam! — wrzasnął,
najprawdopodobniej do swojej kotki. — Na szczątki mojej matki, przecież to już
zaczyna się robić denerwujące! Jeszcze dzisiaj pójdę do Dumbledorea, bo nikt
sobie ze mnie nie będzie pogrywać! Toż to… — zaskoczony nie dokończył. — Co
mówisz kochana? Ktoś jest na trzecim piętrze? Na tym nie dozwolonym? Chodź,
musimy go złapać!
W tym momencie na ich
twarzach pojawiło się przerażenie, a ciemnoskóry dalej bezskutecznie ciągnął za
klamkę. Chwilę potem zdenerwowana Hermiona odepchnęła go od drzwi.
— Och… Odsuń się… —
warknęła zirytowana, a potem wycelowała różdżką w zamek. — Alohomora!
Coś kliknęło, a wrota
same się otworzyły, więc oni korzystając z okazji wsunęli się do środka,
zamykając je. W tym momencie kilka rzeczy zdarzyło się na raz. Filch odszedł
wrzeszcząc coś o tym jak nienawidzi dzieci, oni krzyknęli widząc potwora przed
sobą, a sam trójgłowy pies zawarczał na nich przeraźliwie. Teraz już wiedzieli
dlaczego nie mogli wejść na ten korytarz, to chyba było logiczne, że wielkie
zwierzę może ich pożreć. Kiedy pies zaczął iść w ich stronę, to oni wybiegli z
krzykiem z ciemnego pomieszczenia, a potem popędzili korytarzem, wydostając się
z trzeciego piętra. Ruszyli szybko po schodach, by pięć minut później być już w
Pokoju Wspólnym Gryfonów, byli zdyszani. Jeszcze przed samym wejściem
zdenerwowała ich Gruba Dama, wołając coś o tym, że nie powinni jej budzić w
środku nocy, a Julia jej wtedy warknęła, że ona też powinna schudnąć, a jakoś
nikt nie robi jej z tego powodu wywodów i kazała jej otworzyć przejście. Przerażeni
opadli na kanapę, a więc TO jest ten Puszek…
------ ------ ------
Ten rozdział dedykuję wam wszystkim, jak i każdemu z osobna.
Dziękuję wam za każdy komentarz, każde wyświetlenie, każdą waszą wiadomość. To dzięki wam tak bardzo kocham pisać <3
No więc... Teraz rozdziały będą pojawiać się 2-3 w miesiącu i mam nadzieję, że mi się to uda :3
No to teraz najważniejsze... Kto nie chcę iść do szkoły i nie chce końca wakacji? :'c
No to do napisania, skrzaty wy moje <3
Pierwsza?! *szok i niedowierzanie*
OdpowiedzUsuńEj no. Chyba mi się komentarz nie opublikował. Ale dobra, nevermind, może to mój laptop nie nadąża za moim szaleńczym tempem komentowania! (dzisiaj jestem superszybka, huhu). Zresztą już jest, ten komentarz mój zagubiony. Odnalazłam go.
Usuń(Tak btw, to tak, to właśnie jest ta supermegahiperfajna niespodzianka. Ale jestem świetna, c’nie?)
No dobrze, więc nie wiem od czego zacząć, ale mam dobry humor, mimo, że to ostatni *chlip* dzień *chlip* wakacji *chlip* Może więc zacznę od tego, jaka jestem fajna, że komentuję tego samego dnia (TEGO SAMEGO DNIA) co rozdział został opublikowany. Wiem, wiem, mówiłam, że najpierw napiszę swoją miniaturkę, noale jakoś mi przyszła wena na ten komentarz. Miniaturka, nie zając, nie ucieknie (co z tego, że ma być na jutro).
Okej, okej. Spokojnie. Rozdział otwarty w nowym oknie, zaczynam komentować (i czytać na bieżąco).
Harry jest taki super <3 Wygrał wyścig do łazienki! Moja krew. Na zielonej szkole, gdy byłam w szóstkę z dziewczynami w pokoju, też wygrywałam bitwę o łazienkę. Raz nawet biegłam od autobusu do naszego szeregowca (to raczej był barak. Śmierdziało strasznie i miałyśmy zdechłe muchy w pościeli. Jakim cudem to była najlepsza zielona szkoła mojego życia? Nie mam pojęcia) ścigając się z przyjaciółką, ale ostatecznie pozwoliłam jej wejść przede mną, bo bardziej tego potrzebowała. Bywam miłosierna czasem. Nie mniej jednak mam do wyścigów do łazienek wrodzony talent i widzę, że mój kochany Harry też. Dumna jestem niesłychanie <3 A Seamus taki śpioch? Też moja krew w sumie, ale mniej. Mnie budzą różne dźwięki dochodzące z otoczenia, w szczególności moi bracia. I Harry spryciarz i okrutnik pobudził przyjaciół? Hm, tak bym nie zrobiła. Szanuję sen. Nie to co moja kuzynka, której nowym hobby jest robienie sobie zdjęć ze śpiącymi ludźmi. Kiedyś byłyśmy razem w parku i tam spał jakiś gościu na ławce, a ona kazała mi wyjąć aparat i chciała z nim mieć zdjęcie. I akurat, kiedy złapałam ostrość i nacisnęłam spust, tamten facet otworzył oczy, podniósł głowę i na mnie popatrzył! :o Niezły zawał miałam, zaczęłam się nerwowo śmiać i się zachłysnęłam powietrzem. No, bywa.
UsuńOpisy chłopaków ścigających się do łazienki były takie bezcenne <3 Ach. A dziewczyny po prostu chodzą do łazienki stadami i nie mają tego problemu. (To znaczy może nie, żeby się przebrać, ale sza)
Rozmowa Lunatyków z dziewczynami z rana – też najlepsza <3 Przypomina mi mnie i moje otoczenia z rana. W ogóle tak a propo poranka, dzisiaj miałam taki mega zawał, że masakra. Śnił mi się początek szkoły, że widzę wszystkich i w ogóle. I nagle się poderwałam, dosłownie usiadłam na łóżku i takie: O KURDE, ZASPAŁAM. Patrzę na telefon, 7:59. Miałam taki mega zawał, kurde, miałam wstać pół godziny wcześniej, nie zdążę umyć włosów… Potem chwila takiego zastanowienia i: zaraz, myłam włosy wieczorem… A jeszcze po chwili walnęłam się w czoło i zdałam sobie sprawę, że jest niedziela (Y)
UsuńKurcze, wyjątkowo blada Hermiona – poważna sprawa. Na szczęście mamy w pogotowiu Najlepszego Harry’ego Pottera, który służy pomocą. No i błoto! Najlepiej w twarz. I błotne domino, jeszcze lepiej.
„Ta paczka przyjaciół miała teraz wszystko gdzieś, liczyło się błoto, oni i dobra zabawa, a nie jakieś tam lekcje.” – Liczyło się błoto <3 Padłam.
Hahahahah pani Sprout jest mistrzem. Policzyć fasolki! I jest też nieziemsko okrutna. Tylko po pięć punktów?! Skandal.
Draco uśmiecha się grymasem? Aaa, ale za to jakim! <3 I na pewno byłby słodkim orangutanem. Ej, czy orangutany przypadkiem nie są rude? Nevermind.
Snape ma jakiś cholerny plan? :o Nojakto. Nie lubię go. Jaki plan? + to jak Julia powiedziała o herbatce do Snape’a – bezcenne <3
Świetny rozdział. Czekam na nn :)
OdpowiedzUsuńCiekawe.
OdpowiedzUsuńJuż na samym początku kiedy chłopaki przygotowywali się do szkoły chciało mi się śmiać.
Czekam na nn.
2-3 razy w miesiącu? Będę ci to liczyć!
OdpowiedzUsuńZgredku, Tyno czy tam Volemorcie xd ten rozdział jest genialny!! Troszkę na niego czekaliśmy ale wiesz było warto :*
Co jeszcze powiedzieć, jak zwykle przy rozdziale turlaŁalm się ze śMiechu :D Akcja na poczatku rozdziału genialna! <3333
pozdrawiam i życze weny i czasu!
Paulla K
Dzisiaj komentarz krótki, bo laptopa odzyskałam i mam 36 rozdziałów do przeczytania :D
OdpowiedzUsuńKocham Cię za te Twoje teksty! Jeszcze dobrze czytać nie zacznę, a już mi się gęba do monitora szczerzy :'D Zielarstwo najlepsze moim zdaniem XD <3