Piękna
szatynka szła wolno korytarzem z wielkim uśmiechem na ustach, który nie
schodził z jej twarzy już od kilku dobrych dni. Mimo, że niektórzy dalej
patrzyli na nią spod byka to jej to nie przeszkadzało, bo w końcu znalazła to
upragnione szczęście. Co z tego, że tym szczęściem był odwieczny wróg? To już
nie miało dla niej znaczenia, bo czuła, że to właśnie przy nim chciałaby się
zestarzeć. Teraz była wdzięczna McGonagall, że umieściła ją i Malfoya w
wspólnym dormitorium.
Na
początku było trudno, a nawet bardzo ciężko. Miotali w siebie różnymi
zaklęciami, wyzwiskami i przedmiotami, kłócąc się przy tym tak, że cały Hogwart
to słyszał. Później przyszła tolerancja, niby nic się nie zmieniło, ale
przynajmniej zniknęły "wredna szlama" i "pieprzona fretka".
Następna w kolejności pojawiła się przyjaźń i mimo, że dalej się ze sobą
sprzeczali, to jednak zaczęli rozmawiać i ufać sobie nawzajem. Potem nadeszła
miłość, mimo tego, że żadne z nich tego nie chciało. Przerażona swoimi
uczuciami wyprowadziła się z ich wspólnego dormitorium na kilka dni, a on przez
ten czas sypiał z różnymi dziewczynami, by zapomnieć o niej. Wróciła, gdy on
już nie wytrzymywał. Kiedy spojrzeli sobie w oczy - zrozumieli, że nie mogą bez
siebie żyć. Wtedy pierwszy raz się pocałowali i spędzili wspólnie noc. Dalej
samo się potoczyło. Wyznali sobie miłość i zaczęli się spotykać, co było
zdziwieniem dla wszystkich uczniów, profesorów, duchów i obrazów. Po tygodniu
przyzwyczaili się do widoku Hermiony Granger i Draco Malfoya trzymających się
za ręce i rozmawiających bez nienawiści. Kiedy sobie przypominała każdą chwilę
z tym Ślizgonem to mimowolnie się uśmiechała.
Dotarła
do obrazu Czarnej Wdowy i cicho wypowiedziała hasło, które brzmiało
"Czekoladowe Żaby". Cicho weszła do wspólnego salonu i stanęła jak
wryta. W jej oczach pojawiły się łzy bólu, a z ust zszedł uśmiech. To co
zobaczyła sprawiło, że już teraz wiedziała, że na zawsze zostanie to w jej
pamięci i już nigdy nie zniknie. Zastanawiacie się pewnie co to takiego było?
Co sprawiło, że jej serce rozpadło się na milion kawałeczków, a ona straciła
chęć do życia? Może to, że jej chłopak pieprzył się z jej najlepszą
przyjaciółką na kanapie. Nawet nie usłyszeli, kiedy weszła, ale ona nie
żałowała, że właśnie przyłapała chłopaka na zdradzie. To uświadomiło ją jaka
głupia była przez ten cały czas, ja bezmyślnie mu ufała i była zakochana w nim
po uszy. Teraz w jej sercu były tylko dwa uczucia - ból i nienawiść. Bez
zbędnego myślenia wyciągnęła swoją różdżkę i spróbowała wyczarować patronusa.
Po dziesięciu nieudolnych próbach pojawiła się przed nią niekształtna wydra, a
to zabolało jeszcze bardziej. Powiedziała do niej kilka słów, a ta zniknęła,
zostawiając po sobie tylko lekki powiew ciepła. Zastanawiała się jak można być
aż takim głupim i nie zobaczyć nawet patronusa skaczącego po całym salonie.
Usłyszała kroki, więc szybko wyszła przez dziurę w portrecie na korytarz.
Spodziewała się raczej Blaise'a Zabiniego, a nie długonogiej blondynki. Miała
na sobie wysokie szpilki i płaszcz, chyba tylko płaszcz. Spojrzała na nią z
pogardą, a ona się natychmiast zatrzymała. Hermiona spuściła na chwilę głowę,
ocierając łzę, która mimowolnie spływała po policzku. Panna Grager była załamana
jak nigdy, czuła przerażający ból. Bolała ją miłość do niego, którą on tak
podstępnie wykorzystał. Poczuła do niego nienawiść, taką jakiej jeszcze nigdy
nie czuła, a o Ginny lepiej nie wspominać. Szkoda tylko, że tą całą złość na
nich przyćmiewało cierpienie i ból.
—
Granger? — zdziwiła się niebieskooka. — Co ty tu robisz?
—
Stoję, nie widać? — stwierdziła gorzko szatynka, patrząc na blondynkę ze
zrezygnowaniem. Samantha odeszła z rozbawieniem w swoich błękitnych oczach, a
na jej miejscu znalazła się panna Lovegood.
Ta
delikatnie wzruszyła ramionami, patrząc na Hermionę ze współczuciem, dobrze
interpretując jej załamanie. Położyła jej wolno dłoń na ramieniu, patrząc na
dziewczynę z troską w oczach. Jeszcze nigdy nie widziała tej Gryfonki
płaczącej, więc była pewna, że stało się coś naprawdę złego, sprawiającego, że
panna Granger poczuję się podle.
— Co
się stało, kochana?
Szatynka
spojrzała na nią załzawionym oczami.
— Nie
potrzebuję litości, Luna — odpowiedziała twardo, strzepując rękę koleżanki.
— Ale,
Hermiona...
—
Poradzę sobie.
Blondynka
pokręciła głową, patrząc na pannę Granger ze smutkiem, chciała jej jakoś pomóc.
— Ale,
Mionka...
— Do
cholery jasnej! — warknęła zirytowana szatynka, spuszczając głowę. — Czy ja
mówię po chińsku?! Wszystko jest w porządku… — Po tych słowach po jej
policzkach zaczęły płynąć łzy, które natychmiast zaczęła ścierać.
Luna
bez słowa podeszła i przytuliła zrozpaczoną Hermionę, która pod wpływem jej
dotyku się uspokajała, a gdy już całkowicie się opanowała to rzuciła na siebie
kilka zaklęć i wyglądała normalnie, a wręcz perfekcyjnie.
—
Dziękuję, Luna… — wyszeptała z wdzięcznością, patrząc na nią z bladym
uśmiechem.
Jedyną
osobą, która mogła nie zdziwić się, że Panna - Idealna - Wiem - Wszystko -
Granger umie w jednej sekundzie zmienić się z zawsze wesołej optymistki w
załamaną i zranioną, małą dziewczynkę, była właśnie Luna Lovegood. Hermiona
była jeszcze przed chwilą własnym cieniem, wrakiem człowieka, a teraz?
Wyglądała jakby nic nigdy się nie stało i na dodatek się uśmiechała.
—
Wybacz, Mionka, że nie mogę zostać z tobą dłużej, ale muszę wracać do Pokoju
Wspólnego Krukonów… — powiedziała smutnym głosem, lecz dało się w nim wyszukać
troskę i zmartwienie. — Poradzisz sobie beze mnie?
Szatynka
pokiwała pewnie głową, uśmiechając się szeroko do przyjaciółki. Za wszelką cenę
chciała ukryć przed nią swoje uczucia, bo była pewna, że w innym wypadku Luna
nie ruszyłaby się stąd o krok. Pożegnały się mocnym uściskiem, a panna Lovegood
zastrzegła, że jeszcze dzisiaj ją odwiedzi, na co Hermiona ze śmiechem
odpowiedziała, że to raczej ona powinna przyjdzie do blondynki. Kiedy zamyślona
dziewczyna zniknęła za rogiem, mijając się przy tym z Blaisem Zabinim, który
natychmiast podbiegł do panny Granger, patrząc na nią z uwagą.
—
Dobra, Mionka… — zaczął spokojnym głosem, chociaż jego oczy mówiły, że do
opanowania mu daleko. Był podekscytowany tym, co ma zamiar mu powiedzieć
szatynka, ale ona na jego miejscu by się tak nie cieszyła. — …mów po co miałem
przybyć tutaj w tempie ekspresowym.
Gryfonka
spojrzała mu w oczy, a on zrozumiał, że nie będzie to nic miłego, więc tylko
wyprostował się lekko z delikatnym uśmiechem. Hermiona nie chciała go ranić
tym, co samo ją zraniło, ale musiała mu to powiedzieć. Lepiej ona niż gdyby
zrobiła to jego dziewczyna, która aktualnie uprawia seks na jej ulubionej
kanapie i w dodatku z jej chłopakiem, który już długo nim nie pobędzie.
—
Blaise, to co ci powiem nie będzie miłe… — powiedziała lekko łamiącym się
głosem, ale starała się być silna, więc położyła mu dłoń na ramieniu.
— Mi
możesz wszystko powiedzieć, Mionuś — stwierdził z powagą, a jej zebrało się na
płacz. Jak mogła w tej chwili powiedzieć mu coś, co złamałoby mu serce.
Przecież Blaise Zabini to jeden z jej najlepszych przyjaciół, ale musiała to
zrobić, bo w innym wypadku sprawiłaby mu jeszcze większy ból. — Możesz
powierzyć mi nawet największą tajemnicę, a ja będę milczał jak grób.
Wzięła
głęboki oddech, policzyła w myślach do dziesięciu i nalazła w sobie dość odwagi
by wypowiedzieć te słowa.
— Ginny
i Malfoy bzykają się teraz na mojej kanapie… — wyszeptała ze spuszczoną głową,
wiedząc, że nie zniesie tego bólu w oczach bruneta. Zdawała sobie sprawę, że
była cholernie bezpośrednia i na dodatek nietaktowna, ale inaczej nie dałaby
rady tego powiedzieć na głos
Blaise’a
zatkało, ale zaraz potem pokręcił głową z niedowierzaniem. Panna Granger
zrozumiała to jako znak, że jej nie wierzy i spodziewała się krzyków jaka to
ona nie jest.
— Ale
się dobrali, nie ma co… — syknął z nienawistnym błyskiem w oku, a Hermiona
wytrzeszczyła na niego oczy. Czyli jednak jej wierzył? W jej rozbitym na milion
kawałeczku sercu pojawiło się ciepło, przecież miała jego – przyjaciela.
— Mam
pomysł, Blaisie — stwierdziła z podłym uśmiechem, zupełnie niepodobnym do jej
osoby. Każdy dobrze wiedział, że panna Granger nie należy do osób, które szybko
wybaczają. Najczęściej było tak, że zamiast płakać, jeść tony lodów i oglądać
jakieś romansidła, ona się mściła. Tak było i tym razem, tyle, że zemsta miała
być słodsza niż zwykle.
—
Zamieniam się w słuch, Mionka — powiedział mniej entuzjastycznie, dobrze
wiedząc, że Hermiona będzie chciała zrobić im to samo. Tyle, że brunet był zbyt
załamany tym, co się stało.
— Och,
już ja wiem, że się na to nie piszesz — mruknęła w odpowiedzi, a na jego twarzy
mimowolnie pojawił się uśmiech. Szatynka zawsze umiała go rozbawić, tyle, że
teraz jakoś nie było mu do śmiechu. — Pewnie myślisz, że chcę się zemścić i jak
zwykle masz rację.
— Ma
się ten dar — wypiął dumnie pierś do przodu, a Hermiona cicho parsknęła.
—
Musimy udawać, że nic nie wiemy, a potem zaatakować i po sprawie — mrugnęła do
niego, a chłopak cicho się zaśmiał. — Żartuję przecież! Oczywiście, że mam
lepszy pomysł. Pytanie tylko brzmi, czy uda ci się wytrzymać jeszcze piętnaście
dni w tym całym bałaganie.
Zawsze
stawał murem za panną Granger i nic tego nie mogło zmienić, więc dlaczego
miałoby być tak i tym razem? Po krótkim zastanowieniu, kiwnął głową.
— Tak,
Hermiono.
~*~
Hermiona
dobrze obliczyła sobie czas, w którym Draco Malfoy miał się jej oświadczyć. Był
to dzień po tym, jak nakryła go z Ginny na sofie. Gdy uklęknął przed nią i
wyciągnął pierścionek, to ta zaczęła piszczeć i krzyczeć z radości. Wyznaczyli
datę ślubu już na piętnastego czerwca, czyli miała tylko piętnaście dni na
przygotowanie się. Kupił jej bajkową suknię, buty, wszystko. To miał być jej
najcudowniejszy dzień w życiu i strasznie się z tego powodu cieszyła. Z tego
szczęścia, które od niej emanowało, dało się wyczuć dumę, wyższość i arogancję.
Nikt sobie nawet nie zdawał sprawy jak ona bardzo cieszyła się z tego ślubu. Najbardziej nie mogła się doczekać
niespodzianki, którą szykowała dla narzeczonego z tej okazji. Panna Granger
oczywiście uparła się, żeby pan młody nie zobaczył jej sukni przed ceremonią,
więc przyjedzie osobno limuzyną. Draco cieszył się szczęściem swojej ukochanej
i spełniał każdą jej zachciankę. Innymi słowy wszystko zostało gotowe, zapięte
na ostatni guzik i wykonane perfekcyjnie.
~*~
Nastał
ten ważny dla nich dzień. Obydwoje byli podekscytowani i lekko zdenerwowani.
Mimo, że tego dnia w ogóle się nie widzieli, to i tak myślami byli razem.
Draco
właśnie ubierał swoją marynarkę, kiedy do środka wbiegł podekscytowany Blaise.
Nikt nawet nie wiedział jak ten brunet cieszył się z tego wydarzenia, po prostu
emanowało od niego szczęście, a nawet radość. Blondyn uśmiechnął się do
przyjaciela radośnie, na co Zabini wyszczerzył się w wielkim uśmiechu.
— No,
stary — zaczął, poruszając sugestywnie brwiami. Draco tylko przewrócił oczami. —
Dzisiaj się chajtasz!
Malfoy
zrobił przerażoną minę, a zarazem wyglądała jak ta, która mówiła „Hej, jestem
zbitym pieskiem. Przytul mnie!”. Zawsze lubił Blaise’a za to jego luzackie
nastawienie do życia. Uda się albo nie uda się.
— Z
Granger — dodał blondyn z niedowierzaniem, a Blaise się cicho zaśmiał. Tak
naprawdę chciał trochę odstresować przyjaciela od zmartwień ze ślubem.
Kiedy
pan młody był już gotowy to od razu wyszli teleportowali się przed otwartą
bramę kościoła. Rozejrzeli się dookoła i zauważyli, że większość jego gości
jest, ale nie ma jeszcze ani jednego członka rodziny Hermiony. Wydawało mu się
to dziwne, ale stwierdził, że mogą przecież zaraz przyjść. Draco zaczął się już
poważnie denerwować tym, że panny młodej jeszcze nie ma. Do cholery, przecież
to jest jej ślub!
— Gdzie
ona kurwa jest?! — warknął wkurzony i zirytowany Malfoy Junior. — Zawsze
punktualna, a jak ma być na czas to jej nie ma!
Blaise
cicho parsknął, ale zaraz potem spoważniał, bo Smok rzucił mu mordercze
spojrzenie. I nagle Draco zauważył w oddali zbliżającą się limuzynę, więc od
razu się wyprostował. Chwilę później samochód stał już dokładnie przed nim,
natychmiast otworzył drzwi i to co ujrzał sprawiło, że omal nie dostał zawału.
Na fotelu gdzie powinna siedzieć panna Granger było szesnaście zdjęć i jeden
mały notesik. Draco przełknął ślinę i przyjrzał się obrazkom, a to co ujrzał,
sprawiło, że omal nie upadł na podłogę. Najgorsze jednak było to, że oni to
zobaczyli. Wszyscy i każdy z osobna. A on co zrobił? Stał jakby go piorun trzasnął,
gapiąc się w jego zdjęcia podczas stosunków z piętnastoma różnymi kobietami.
Nie spodziewał się, że ona się o tym dowie i nagle uświadomił sobie co się
stało. Ona wiedziała, że ją zdradza i to wielokrotnie. Tyle, że to nie było
tak! On musiał to zrobić, nie miał wyjścia. Lucjusz go do tego zmusił, no w
pewnym sensie… Miał wybór albo ją zdradzać i się z nią ożenić, albo ją zostawić
i dać jej być szczęśliwym. Wybrał to pierwsze i okazał się cholernym egoistą,
ale nawet teraz nie wybrałby tego drugiego, bo nie wyobrażał sobie życia bez
niej. Szkoda, że dopiero teraz to zrozumiał. Źle zrobił, wszystko spieprzył.
Wziął
do rąk notes i otworzył go na pierwszej stronie, ale od razu pożałował tego, że
w ogóle go ruszył. Na pierwszej stronie było napisane jej zgrabnym, ładnym
pismem.
To jest dla Ciebie, Draco. Twój prezent ślubny ode mnie.
Moje pożegnanie.
-Granger
Po tym
jak przeczytał te słowa, w jego sercu pojawiła się pustka, teraz wiedział, że
ją stracił. Mimo, że wiedział, że kiedyś to się stanie, to nie spodziewał się,
że go to tak zaboli. Nigdy jednak nie obwiniał o to jej, tylko siebie samego,
bo to jego wina, że tak się potoczyło. Przerzucił kartkę i zrozumiał, że ona
opisała każde z tych piętnastu dni, jednak napisała wstęp, coś na styl prologu.
Pamiętasz początek tego wszystkiego, Malfoy? Tą chwilę, gdy mówiłeś, że
się we mnie zakochałeś? Ja na przykład, bardzo dobrze to zapamiętałam.
Pierdzieliłeś jakieś głupoty, że
jestem dla Ciebie najważniejsza, a ja w to uwierzyłam. Dasz wiarę? Byłam taka pieprznięta i
uwierzyła w to, że najgorszy Ślizgon, zaraz po samym Slytherinie, zakochał się
w głupiej szlamie. Tyle, że tego już nie zmienię, choć teraz żałuję, że nie wybrałam Mike’a,
gdy mogłam. Ech… Ja i te moje pieprzone
wybory.
Jednak, zmądrzałam, kochanie. Dowodem jest ten notes i zdjęcia, które
pewnie oglądałeś z erekcją w gaciach. Mam nadzieję, że zobaczyli to wszyscy
zgromadzeni z Twojej rodziny, jak i Nasi wspólni przyjaciele (nie twoje
podniecenie, tylko moją niespodziankę). Zdziwiło Cię pewnie to, że nikogo nie
było ode mnie, ale zdążyłam obdzwonić wszystkich i powiedzieć im, że „Draco
Malfoy okazał się skończonym idiotą”. Moja matka miała później chyba nadzieję,
że się z nią prześpisz, bo oblizała się naprawdę obleśnie, a mnie prawie diabli
wzięli. Słowo daję, Malfoy. Miałeś rację, że moja matka miała na Ciebie ochotę…
Pierdzielić ją i jej głupotę, bo teraz w końcu jestem wolna!
Nie muszę martwić się o to, że Cię zdradzę, że kogoś pocałuję czy
przytulę, bo jestem wolnym człowiekiem i nawet nie wiesz jak dobrze się z tym
czuję. Skaczę z radości, Malfoy!
Możesz przejść już do tej części, gdzie w ostatnich w dniach opisałam
swoje uczucia. Może to jeszcze bardziej Cię wkurzy i zawstydzi, skarbie.
Draco
mimowolnie przewrócił oczami, przewracając kartkę na następną stronę.
Pierwszy dzień.
Och, jak przyjemnie… Nie, Malfoy? Tak pieprzyć się z inną na MOJEJ
kanapie, która jest moją ULUBIONĄ kanapą. Znaczy była, bo gdy zobaczyłam jak
bzykasz na niej Ginny, to nigdy więcej mój zgrabny tyłek na niej nie spoczął.
Nie spodziewałam się, że tak bardzo Ci nie wystarczam, że aż tak będziesz się
zabawiał. Jednak rozwaliły mnie słowa na sam koniec „Ubieraj się szybciej, bo
Hermiona zaraz przyjdzie”. Nie, no w tamtym momencie myślałam, że zesikam się
ze śmiechu. Od kiedy interesuje Cię, czy zobaczę to, czy też nie. Pierwszego
dnia pieprzyłeś Kelly Wood.
Drugi dzień.
Ale się wystraszyłam… Mówię Ci, Malfoy. Prawie bym wpadła, bo jeszcze
chwila i byście się skapnęli, że na was patrzę i cykam zdjęcia. Wiesz co? Zawsze
mi się wydawało, że ten nasz cały związek może się udać i, mimo tego ciągłego
poniżania, miałam nadzieję, że razem damy radę. Kurde… Czy ja zawsze muszę się
mylić w takich sprawach? Cóż za ironia
Panna-Wiem-To-Wszystko-Granger nie wie wszystkiego. Mimo, że byłam tą
pieprzoną, brudną szlamą, to nigdy Cię nie zdradziłam, Malfoy. Dziwne nie? Przez tyle lat w Hogwarcie
nazywałeś mnie dziwką i szmatą, ale to nie ja się taka okazałam, prawda? I kto
teraz jest dziwką, panie Malfoy? Nie przewracaj wcale oczami, bo dobrze wiesz,
że i tak mam rację. A z kim pieprzył się tego dnia szanowny arystokrata od
siedmiu boleści? Lavender Brown.
Trzeci dzień.
Kurde! Malfoy, znajdź sobie lepsze miejsce do pieprzenia! Nie moją
kanapę, to święte miejsce, baranie! Jesteś tak w sobie zaślepiony i nawet nie
zauważyłeś, kiedy przestałam odpracowywać ten szlaban. Ba, ty nawet nie
słuchałeś, kiedy Ci o tym powiedziałam. Ja pierdziu… Miałam gdzieś taką skrytą
nadzieję, coś jak wielki wybuch we łbie „No takie… KA BUM!”, tyle że ona
zamieniła się w obojętność. Jesteś kobieciarzem, co więcej, jesteś
najzwyklejszym dziwkarzem. Tu sypiasz z jedną, tu z drugą, chodzisz z trzecią,
zaręczasz się z czwartą, a chajtasz z piątą. Szkoda tylko, że ja nie lubię jak
ktoś mną pogrywa, kochanie. Myślałeś, że Twój plan się powiedzie? Ha!
Marzenia, one są takie piękne. Miałeś nadzieję, że nie odkryję Twojej słodkiej
tajemnicy? Och… Jaka szkoda, skarbie. Tyle,
że ja powiedziałam Ci na samym początku, kotku,
że ja nie jestem laską od pieprzenia. Kto dzisiaj miał zaszczyt dostać, drogocenną jak gówno
sklątki tylnowybuchowej, spermę Draco Malfoya? Roxanne Owen.
Czwarty dzień.
Jakoś tak dziwnie, nie? Kurde, przynajmniej dla mnie. Pieprzysz sobie
pierwszą lepszą laskę, a ze mną chcesz się żenić. Przecież to nie ma sensu,
Malfoy. Dlaczego chcesz mnie zatrzymać przy swoim lodowatym i skamieniałym
sercu, no czemu?!
Pamiętasz chwilę, kiedy powiedziałam Ci, że się w Tobie zakochałam?
Mniejsza o to… Ważne, że ja pamiętam.
Kojarzysz to pierdzielone Prima Aprillis? No jakbyś mógł zapomnieć,
wtedy zbłaźniłam się przed całą budą. Ja i to moje „Kocham Cię”, ty i to twoje
„Najlepszy kawał jaki ktoś kiedykolwiek mi zrobił”. Tyle, że nawet nie
wiedziałam, że jest pierwszy kwietnia, ale grałam i chyba mi się udało.
Szanowny arystokrata nawet nie podejrzewał, że zakocha się w nim brudna szlama.
Czy mi się wydaje, czy ja nigdy nie powiedziałam Ci tych słów wprost? No
wiesz jakich… Nigdy chyba nie wyznałam Ci miłości, co nie, Draco? Ja
pierdzielę… Do czego to doszło. Mówię do Ciebie po imieniu, dobre, nie? Nie
obrazisz się jeśli zacznę przeklinać? Ty zawsze to robiłeś, a ja nic nie
gadałam, więc ty też nie możesz! Okej. Nigdy nie wybaczę Ci tej mojej, kochanej
kanapy! Kogo pieprzyłeś dziś? Violett Barones.
Piąty dzień.
Pierdolę to, kumasz? Mam ochotę Cię zabić za to twoje cholerne kłamstwo!
Myślisz, że jak powiesz, że byłeś na treningu quidditcha, to Ci uwierzę? Nie
oszukujmy się, nigdy nie umiałeś mnie okłamać. Do jasnej cholery, zawsze
mówiłeś mi prawdę, głąbie kapuściany! Och… Jak ja Cię nie znoszę, Malfoy.
Gdybym tylko mogła wejść w trakcie twojego bzykania Caroline Webb, to
wiedziałbyś co to zawód, gnoju. Zawsze, ale to zawsze, byłam z Tobą szczera i
tak mi się odpłacasz, padalcu jeden? Możesz pieprzyć kogo tam sobie chcesz, bo
mi to już wszystko jedno, ale nigdy mnie nie oszukuj. To był nawet dobry pomysł
z tym pieprzonym notesem, bo przynajmniej wiem, że się wkurzasz za każde
wyzwisko w rzucone przeze mnie w Twoją stronę. Ha! Teraz pewnie przewracasz
oczami, zgadłam? I czemu mnie to nie dziwi. Pierdolę, znowu zanieczyściłeś moją
własną, ukochaną kanapę. Nie wybaczę tego, zabiję!
Szósty dzień.
Czy ja już mówiłam, jak bardzo Cię nienawidzę, Malfoy? Nie?! Nienawidzę Cię, tak bardzo Cię nienawidzę.
Znowu mnie okłamałeś, mimo że obiecywałeś, że już nigdy tego nie zrobisz. Nie
prosiłam Cię o żadne wyjaśnienia, tylko o szczerość. Czy to jest naprawdę tak
dużo? Jak widać, nawet takiego gnoja, jakim jesteś Ty, na to nie stać. Tylko,
dlaczego ja się tym przejmuję? Przecież… Ty mnie ciągle zdradzasz, a ja…
Przejmuję się Twoimi kłamstwami? Czy ja
naprawdę jestem taka głupia, czy mi się tylko wydaje? Powinnam Ci spuścić takie
manto, że Twoje dzieci urodziłyby się z siniakami, które odziedziczyłyby po
Tobie. Jakim Ty jesteś zasranym gnojem! Pomyśleć, że ja kiedykolwiek Cię
kochałam. Kurwa! Znowu pieprzyłeś się na mojej kanapie, znowu na niej! Ale z
kim tym razem? Ashley Cotton.
Siódmy dzień.
Nie wiem, czy jeszcze długo tak wytrzymam. Myślisz, że to jest takie
proste? No wiesz… Patrzeć na osobę, którą się kocha, która tak potwornie
zraniła, i udawać, że wszystko jest w porządku.
Jednak nie jest i nie tylko ja o tym wiem, ale także ty, Ginny i Blaise.
Myślałeś, że on się nie dowie? Byłeś pewny, że nic nie zrobi? Jesteś najgorszym
człowiekiem jakiego w życiu spotkałam, Malfoy. Nie dlatego, że zraniłeś mnie,
ale dlatego, że zdradziłeś najlepszego przyjaciela. Ja tam w porównaniu do
niego jestem chodzącą wiedźmą, a na nim powinni wzorować się wszyscy, którzy
chcieliby narysować anioła (a może Diabła), bo Blaise to chodząca dobroć. Tyle,
że pewien zadufany w sobie kretyn, postanowił złamać jego dobroć, sprawiając,
że ów Anioł się już nawet nie uśmiecha. Dzisiaj znowu pieprzyłeś jakąś pierwszą
lepszą puszczalską na mojej kanapie. Tylko jak miała na imię… O, już wiem!
Dafne Rivens.
Ósmy dzień.
Stałam się obojętna, nic już do Ciebie nie czuję, rozumiesz? Po tym jak
bzykałeś kolejną dziewczynę, a ja znowu musiałam na to patrzeć, to wszystko
straciło dla mnie sens. Szkoda tylko, że tak późno zrozumiałam swój błąd i
Twoje pierdolone zachowanie. Jak ja Cię nienawidzę, Malfoy! Widziałeś Blaise’a?
Zauważyłeś, jak bardzo się zmienił od dnia, w którym dowiedzieliśmy się o
waszych zdradach? Zastanawiam się jednak, jak Ginny mogła z nim zerwać…
Przecież to jest najlepszy chłopak na świecie, nikt mu w niczym nie dorównuje –
na dodatek jest pomocny i skromny. Mogłabym patrzeć Tobie w oczy podczas, gdy
ty pieprzyłbyś się z jakąś dziewczyną, ale nie dałam rady spojrzeć Blaise’owi w
oczy, kiedy dowiedział się o zdradzie Ginny. Po jaką cholerę się z nami
wiązaliście, skoro wiedzieliście, że i tak nas zdradzicie? Obydwoje jesteście popieprzeni i tak strasznie
jest mi Was żal, bo to Wasze posuwanie zrobiło Wam pranie mózgu. Chciałabym
zobaczyć Twoją minę, kiedy to ktoś by bzykał mnie! A kogo dziś pierniczył
Pan-Zaraz-Cię-Wyrucham? Emily Union.
Dziewiąty dzień.
Pamiętasz dzień, w którym pokazałeś mi swoją tajemnicę, Malfoy? Mam
nadzieję, że tak, bo to właśnie wtedy uświadomiłam sobie (najprawdopodobniej
mylnie), że mnie kochasz. Poszłam tam z Tobą, mimo że nie wiedziałam, czy warto
mi w ogóle ruszać dupę z ciepłej kanapy. Zabrałeś mnie tam, do niej, a ja się
rozryczałam jak małe dziecko. Czy ty musiałeś okazać się wrażliwym i zagubionym
chłopcem? Mówiłeś, że jestem jedyną osobą, która poszła tam razem z Tobą. Nawet
ojca nigdy tam nie zabierałeś, a mnie wziąłeś bez zastanowienia. Kupiłeś tą piękną czarną różę i kazałeś mi ją
przetrzymać do czasu, aż dojdziemy na miejsce. Mimo że byłam zdziwiona, to
zrobiłam to, o co mnie prosiłeś. Chyba pierwszy raz byłeś tak zdenerwowany i
przestraszony, przynajmniej w mojej obecności. Kiedy byliśmy już na miejscu,
wziąłeś ode mnie czarne kwiecie i położyłeś na jej grobie, roniąc łzę. Wtedy
już wiedziałam, że masz uczucia i zrozumiałam, że mnie kochasz. Gdyby nie
zabranie mnie na cmentarz, do Twojej mamy, to nigdy nie uwierzyłabym, że
pieprzony arystokrata od siedmiu boleści, jednak coś czuje. Przypomniałam sobie
to wtedy, ale kiedy zobaczyłam jak pieprzysz Danielle Stale, to od razu stałam
się obojętna.
Dziesiąty dzień.
Właśnie przypomniałam sobie nasze początki, Malfoy. Jakim ty byłeś
sukinsynem, normalnie gorszym niż jesteś teraz. Cóż… Ja wtedy nie byłam lepsza,
ale ty przechodziłeś samego siebie, mówię Ci. Pamiętasz ten cholerny szlaban u
McGonagall? To wszystko było przez Ciebie, nadęty głupku. Gdybyś mnie wtedy nie
zdenerwował, to siedziałabym na mojej ukochanej kanapie i spokojnie czytała
książkę. Ciekawe co ją bardziej zdenerwowało? To, że przetransmutowałeś mnie w
węża plującego szlamem czy to, że zamieniłam Cię w fretkę srającą dookoła?
Szkoda, że nie widziałeś jej miny, bo byłeś zajęty oglądaniem majtek Blaise’a z
bliska. Czy ja już wspomniałam, że przez cały następny tydzień ryczałam ze
śmiechu na choćby wzmiankę o fretce?
Przypominasz sobie swój wielki bunt? Oczywiście, musiałeś się na mnie
obrazić, bo nie chcący rzuciłam na Ciebie zaklęcie, dzięki któremu rzygałeś na
każdą dziewczynę w zamku. Hahah! Przez następny miesiąc miały odruch wymiotny,
gdy tylko na Ciebie patrzyły. Ups… Jestem taka podła! Albo kojarzysz lekcję dobrych
manier z Umbridge? „Musicie być dla siebie mili. Pan, panie Malfoy, powinien
komplementować pannę Granger. Pani, panno Granger, powinna przyjmować
komplementy pana Malfoya z wdzięcznością.” Myślałam, że posikam się ze śmiechu.
„Mówisz do mnie czy obok mnie?” zapytałam wtedy, a ty powiedziałeś „A świnie
zaczną latać. Oj, przepraszam! Już latają, bo widziałem ostatnio jak pani sunie
na miotle.” Mimo że to było cholernie obraźliwe, to myślałam, że naprawdę się
posikam. O mało nie parsknęłam śmiechem, kiedy sobie to przypomniałam, ale
nagle uświadomiłam sobie, że bzykasz się z Olivią Zann.
Jedenasty dzień.
A kojarzysz dzień, w którym zaczęliśmy się tolerować? Kiedy sobie to
przypominam, to od razu zaczynam się śmiać. Ja pierdziu, Malfoy. Zastanawiam
się, co ty mi dolałeś do Ognistej, a może dosypałeś mi coś. Zawsze miałeś
skłonność do narkotyków… Coś Ci tam brzęczy, jakieś małe, zamglone wspomnienie?
Jeśli nie, to wcale się nie dziwię, bo byłeś tak naćpany, że miałeś takie
wizje. Nie spodziewałam się, że czarodziejskie dragi są mocniejsze niż
mugolskie, ale wygraliście. Lataliście razem z Blaisem na samych gaciach,
krzycząc coś o tajnych misjach dla Ministerstwa, a ja już tam sikałam. Potem
byłeś tak naćpany, że zrobiłeś coś, czego się po Tobie nie spodziewałam.
Zrobiłeś sobie skręta i zapaliłeś go, ale to nie o to w tym chodzi. Podszedłeś
do mnie, a ja otworzyłam ze zdziwienia usta, dosłownie. Wtedy zbliżyłeś swoje
usta do moich wdmuchnąłeś dym do mojej buzi. To było takie… gorące. Po tej
sytuacji zaczęłam Cię jako tako tolerować i Ty chyba mnie też, bo już nie
mówiłeś, że jestem ohydną szlamą. Przestałam o tym myśleć, kiedy Blaise
przypomniał mi, że pierdzielisz się
Victorie Great.
Dwunasty dzień.
Pamiętasz jak zaczęliśmy się w ogóle nienawidzić? To był pierwszy dzień
w Hogwartcie, kochanie. Kojarzysz
Neville’a (nie nazywaj go pipą!) i wiesz co? Podczas podróży zgubił swoją
ropuchę i był naprawdę przestraszony. Poznałam go i chciałam mu pomóc, więc
zaczęłam szukać tej cholernej żaby. Chciałam, żeby mnie polubił, ale mimo
wszystko lubię pomagać. Nie to, że w mojej mugolskiej szkole nie miałam
przyjaciół! Prawdę mówiąc, byłam jedną z najpopularniejszych dziewczyn w
klasie, ale mniejsza o to. Szukałam tej ropuchy po wszystkich przedziałach, aż
w końcu weszłam do waszego, mimo że chłopak o imieniu Ryan ostrzegał mnie,
żebym tam nie wchodziła. Blaise, Pansy, Vanessa i Matt byli dla mnie mili,
tylko Ty na samym początku mnie skreśliłeś. Walnąłeś te swoje typowe „Wypad,
szlamo”, a ja pierwszy raz w życiu się zmieszałam. Kurde… Ty mnie zawsze
zawstydzałeś i onieśmielałeś, mimo że zawsze wiedziałam, że bez powodu się tak
czułam. Odpowiedziałam Ci wtedy „Za kogo ty się masz, tępaku?”. Gdybyś widział
wtedy swoją minę, była bezcenna. Te wspomnienia wróciły, kiedy zobaczyłam Cię
pieprzącego Harriett Things. Znowu poczułam się jak nic nie warte ścierwo.
Trzynasty dzień.
Zapamiętałam chwilę, w której zaczęła się nasza przyjaźń, skarbie. Mimo, że oficjalnie nie
zawiesiliśmy broni, to wiedziałam, że już więcej mnie nie obrazisz
(przynajmniej nie nazwiesz mnie szlamą). To była jedna z tych imprez Prefektów
Naczelny, nie? No wiesz… Znowu zorganizowaliśmy nielegalną zabawę, tak jak
zwykle. Oczywiście nie obyło się bez alkoholu, narkotyków i różnych konkursów
(oczywiście baaardzo przyzwoitych). To wtedy tak cholernie się naćpałam i
uchlałam, bo zerwałam z tym popierdolonym Tonym, który był gorszym dupkiem niż
Ty teraz. Pierwszy raz się wtedy pocałowaliśmy i Ty troszczyłeś się o mnie jak
o prawdziwą przyjaciółkę, a ja o mało nie dostałam zawału, kiedy obudziłam się
następnego ranka, przytulając się do twojego nagiego torsu. Tyle, że ta
przyjaźń minęła, nie Malfoy? Zapytasz pewnie kiedy, więc odpowiem Ci, że w tej
chwili, gdy przestałeś się o mnie troszczyć. Bzykałeś się dziś z Evaline Croop,
a to nie należy do troski o mnie.
Czternasty dzień.
Pamiętam dzień, w którym się w sobie zakochaliśmy. Był to koncert mojego
ulubionego zespołu „The Sexy Wizards”
(Twój zespół, dupku) i usłyszałam piosenkę, którą dla mnie napisałeś. Do
jasnej cholery, wtedy o mały włos i zemdlałabym ze szczęścia. Kuźwa, ryczałam
jak bóbr, a Ty jeszcze bezczelnie się do mnie uśmiechałeś. Malfoy, wtedy
zrozumiałam, że Cię kocham. Kurde, a gadałeś, że nie jesteś romantyczny.
Człowieku, napisałeś dla mnie piosenkę! To było cholernie romantyczne! A na
dodatek zabrałeś mnie tego dnia na to pieprzone wzgórze z widokiem na morze i
razem oglądaliśmy zachód słońca, to było takie urocze. Normalnie nie mogłam
wytrzymać, kiedy powiedziałeś mi pierwszy raz, że mnie kochasz. Pansy
powiedziała mi później, że to jeszcze nikomu ani niczemu tego nie powiedziałeś,
więc motylki w moim brzuchu normalnie wybuchły. Nie mogłam uwierzyć, że
arystokrata zakochał się w zwykłej, brudnej szlamie. Słowo daję, że na początku
chciałam krzyczeć „Wychodźcie kurwa. Wiem, że to Magiczna Ukryta Kamera!”, ale
potem zdałam sobie sprawę, że ty gadasz prawdę. Tyle, że ta miłość się nie
objawiała podczas pieprzenia Holy Priss.
Piętnasty dzień.
Pewnie zastanawia Cię to, jak się dowiedziałam o Twoich zdradach. Było
to szesnaście dni temu, kiedy uprawiałeś seks na mojej kanapie z Ginny Weasley.
Byliście tak zaślepieni swoimi ciałami,
że nawet nie zauważyliście, kiedy weszłam do środka. Na początku było mi żal
jak cholera, nawet nie wiesz jak bardzo. Jednak potem, poczułam nienawiść i nic
innego. W dupie miałam Twoje zdrady, ale powiedziałam Ci, że mnie okłamywać nie
będziesz. A już w ogóle nie wybaczę Wam tego, jak zraniliście Blaise’a, bo to
było najgorsze ze wszystkiego. Przez tyle lat był Twoim przyjacielem, do kurwy
nędzy, a Ty tak po prostu go zdradziłeś. Ginny już dla mnie nie istnieje, zbyt
bardzo zraniła mojego przyjaciela. Jeśli myślisz, że zrobiłam to z zazdrości,
to się mylisz, Malfoy. Ja po prostu chciałam się odegrać za Blaise’a, bo on na
to nie zasłużył. Tyle, że najbardziej wkurzyło mnie to, że pieprzyłeś się z
Cory Wailt dzień przed naszym ślubem. Ech… Malfoy, ty się niczego nie nauczysz.
Teraz jesteś sam, a ja zaczynam nowe życie w Nowym Jorku. Żegnaj, kochanie.
To
koniec. Tutaj nie było filmowego „Happy Endu”. Nie było już miłości, wielkiej i
prawdziwej tylko zwykły, nijaki koniec. Pieprzone zakończenie, w którym nie było
niczego niezwykłego. On nadal ją kocha, ona go nienawidzi. Tyle, że już nigdy
ze sobą nie będą. Najgorsze jednak jest to, że tydzień po przeprowadzce do
Nowego Jorku, panna Granger dowiedziała się, że jest w ciąży. Nigdy nie
zdradziła swojego chłopaka, więc mała Ellie, która urodziła się dziewięć
miesięcy później, była córeczką Dracona Malfoya.
Ja pociesze Blaise'a!!!!
OdpowiedzUsuńA tak poważnie urzekła mnie ta miniaturka.
Jest świetnia.
Więcej postaram się napisać w sobotę :*
Dziękuję, skarbie <3
UsuńŚwietne. Czekam na rozdział :)
OdpowiedzUsuńDziękówka :D
UsuńRozdział pojawi się w następnym tygodniu.
Och, Hermiono, Hermiono, masz Ty wyobraźnię.... zdecydowanie za wielką ;) I zdaje się nie wyszło Ci to wcale na korzyść...
OdpowiedzUsuńCóż... Hermiona jest cholernie mściwą kobietą w tej miniaturce :D
UsuńDziękuję za komentarz <3
Ciekawa była ta miniaturka :D Biedna ulubiona kanapa Hermiony :( Wiem, że powinnam była przeżywać złe chwile z Hermioną, ale ja jak zwykle ryłam się do ekranu XD Drogocenna jak kupa sklątki tylnowybuchowej sperma XDXDXD Nie no! Sikam >.<
OdpowiedzUsuńSUPER <3
Weeeeeny! :*
Czy mi się wydaje, czy ta miniaturka ci się podobała? :D Zastanawiam się co za Ada mi mówiła, że nie lubi miniaturek? ;)
UsuńDziękuję, kochanie <3
Tobie też weny życzę! :*