9 listopada 2014

24. "Mecz z Krukonami i Potter! Black! Lupin! Pettigrew! Longbottom!"

W poprzednim rozdziale:
Droga do szkoły dwóch przyjaciółek. Zamordował mugolską przyjaciółkę Hermiony, która miała na imię Ellie. Panna Granger dowiedziała się o tym wydarzeniu i razem z Julią uciekły z Hogwartu, żeby pocieszyć Kelly.


*Wielka Sala, śniadanie*

Pogoda, która była za oknem pasowała do miesiąca, który właśnie się zaczął. Było zimno, deszczowo, ponuro – listopadowo. Wszyscy siedzieli już w Wielkiej Sali i z niecierpliwością oczekiwali meczu, który miał się niedługo zacząć. Jedyną osobą, która nie jest wcale ucieszona tymże wydarzeniem był sam Szukający Gryfonów, Harry Potter. Pewnie zapytanie, dlaczego? Odpowiedź jest prosta, nie miał chęci na radość. Jego najlepszej przyjaciółki już od kilku dni nie było w Hogwarcie, tylko tkwiła w świecie mugoli. Nie to, że jest zazdrosny, tylko okularnik się o nią po prostu bardzo martwił. Chyba jako ostatni z nich wszystkich dowiedział się o tragedii jaka spotkała przyjaciółkę Hermiony. Miona dużo opowiadała mu o swoich mugolskich znajomych, więc rozumiał ją w stu procentach. Też pewnie od razu przeniósłby się do Chole, jeśli coś by jej się stało, to jest oczywiste. Kochał pannę Granger jak własną siostrzyczkę, której nigdy nie miał, chociaż strasznie tego pragnął. Niestety, jego mama po urodzeniu go starała się z tatą wielokrotnie o dziecko, ale na marne. Harry uważał, że to wszystko jest do dupy, cali ci Śmierciożercy i co tam jeszcze. Głupi ludzie, którzy myślą, że zwojują coś tym, że zabiją człowieka. Mugol, nie mugol, ale zabiło się go i to jest najważniejsze. Chyba jest się na tyle dorosłym, żeby co jest dobre, a co złe. Ech… Nie miał już sił o tym myśleć. Wstał bez słowa ze swojego miejsca i opuścił Wielką Salę, żegnany oklaskami i wiwatami. Bez zastanowienia poszedł na stadion gdzie zawsze odbywały się mecze quidditcha. Mimo że kochał tę grę – uwielbiał ten wiatr we włosach, tą wolność – to nie cieszył się z tego meczu tak, jak gdyby była na nim Hermiona. Czuł taką pustkę w sobie, tęsknił za przyjaciółką i nie mógł nic na to poradzić. Westchnął przeciągle i rozejrzał się dookoła. Trybuny były puste, w szatni też pewnie nikogo nie było, tylko on. Pogoda nie była cudowna, bo padał deszcz, słońce chowało się za chmurami, a poza tym zbierało się na burzę. Wszedł powolnym krokiem do szatni i przebrał się w szaty do gry w quidditcha, które miał ubrane już na poprzednim meczu. Chciał nie myśleć już o pannie Granger, która teraz pewnie zalewała się łzami, ale po prostu nie umiał. Usiadł na ławkę i tkwił tak do czasu, kiedy w pomieszczeniu pojawiła się reszta zawodników. Wood na starcie zaczął swój wywód o tym, że muszą wygrać i inne takie duperele. Harry’ego mało obchodziło to, co on mówił, bo bardziej interesowało go to, czy przeżyje ten mecz. Na poprzednim prawie by się zabił, więc teraz może nie mieć tyle szczęścia i to „prawie” zniknie. Pokręcił głową i głośnym westchnieniem, wylatując z resztą na boisko. Musiał skupić się na grze, a nie myśleć o własnej śmierci. Gdy znalazł się w powietrzu, to od razu zapomniał o dręczących go troskach. Pewny siebie uśmieszek wkradł się na jego usta, a on sam się wyprostował. To może być naprawdę ciekawy mecz – pomyślał nim znicz zniknął mu z oczu.
— …i odleciał! — dotarł do niego krzyk Lee Jordana, który podekscytowany podskakiwał jak zdziczały orangutan przed mikrofonem. — Złoty Znicz właśnie został wypuszczony!
Harry rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu ów latającej piłeczki, a gra na boisku właśnie się rozpoczęła. Okularnik z każdą sekundą był coraz bardziej pewny wygranej, więc jego samopoczucie się polepszyło.
— Kate Bell jest w posiadaniu kafla, ale zaraz! Ryan Blake wyrywa jej z rąk piłkę! — wołał oburzony ciemnoskóry, wymachując rękami.
Potter spojrzał przelotnie na kafla, którego zwinnie przejęła Angelina, ale zaraz potem wrócił do szukania znicza. Przecież nie mógł zniknąć, musiał go tylko dobrze poszukać! Pierwsze dziesięć punktów zdobyła Alicja, a on zrobił jedno okrążenie dookoła boiska, wiwatując. Dalej potoczyło się trochę gorzej, bo Krukoni szybko wyrównali, a zaraz potem Bob Hurt strzelił gola, dając przewagę Domowi Orła. Harry z wściekłości prawie spadł z miotły, nie wspominając już o Bliźniakach Weasleyach, którzy szykowali się już do uderzenia go z pałkami w tył głowy.
— Kto by pomyślał, że Krukoni zdobędą prowadzenie — wycedził przez zaciśnięte zęby komentator. I kto powiedział, że oni zawsze muszą być bezstronni? — Piłkę przejmuje Alicja, podaje do Katie… Ta rzuca do Angeliny i… TAK! Bezbłędnie strzela gola! Trzydzieści do trzydziestu!
Mimo że Harry przez cały czas szukał złotej piłeczki, która za nic nie chciała się znaleźć, to co jakiś czas zerkał na grę reszty jego drużyny, która radziła sobie świetnie. Akurat w tym momencie Angelina strzeliła i Gryfoni zdobyli przewagę. Chwilę później Alicja zrobiła zwód, a piłka idealnie przeleciała przez lewą obręcz. Dało się słyszeć wiwaty ze strony Domu Orła, które nie miały końca. Dean tak głośno krzyczał, że Harry aż się zdziwił, że chłopak nie stracił głosu. Dotąd myślał, że usta nie mogą być tak szeroko rozwarte, ale się mylił. Okularnik dalej wypatrywał znicza, ale przez deszcz, który zaczął padać intensywniej, nic nie widział i żałował teraz, że nie było przy nim Hermiony. Ona na pewno znałaby zaklęcie, które spowodowałoby, że nie zasłaniałby mu widoku. Tyle że jej nie było, a on musiał radzić sobie sam.
— …tłuczek pędzi w stronę Jonny’ego Britha, który nie dał rady zrobić uniku, a piłka ugodziła go prosto w rękę! — wykrzyknął podekscytowany Lee, skacząc jak małpa i głupio się śmiejąc. — Na brudne gatki, Merlina! Jeszcze nigdy nie widziałem, żeby ręka wygięła się pod takim kątem. Proponuję komuś do niego iść, bo chłopak prawie sra z bólu. I gramy dalej!
Dalej potoczyło się trochę szybciej. Gryfoni zyskali kolejne punkty i prowadzili czterdziestoma punktami. Oliver Wood obronił kilka, naprawdę trudnych do wybronienia, piłek. Harry był dumny z tego, że jest w tak świetnej drużynie i wiedział, że jego rodzice również byli z tego tak samo zadowoleni jak on. Nie, zero myślenia! Trzeba skupić się na grze, trzeba złapać znicza, trzeba wygrać mecz. Kolejny raz rozejrzał się dookoła i zobaczył, jak Hurt strzela kolejnego gola w tym meczu. Westchnął przeciągle, starał się myśleć, że uda mu się złapać tę głupią piłeczkę, tyle że nie mógł jej za nic znaleźć.
— TO BYŁ FAUL! — ryknął oburzony Jordan. Potter spojrzał w kierunku miejsca, gdzie komentowano i ujrzał przyjaciela bliźniaków, szarpiącego się z profesor McGonagall, która na marne próbowała wyrwać mu z rąk mikrofon. — Co pani gada za głupoty?! Jakie „uspokój”, kobieto?! TO BYŁ FAUL! No i na co pani czeka?! Na gwiazdkę?! — zawołał w stronę zdezorientowanej profesor Hooch, która była sędzią podczas meczów quidditcha w Hogwarcie. — Niech pani da rzut wolny dla Gryfonów!
— Jordan! — usłyszeli wściekły krzyk Mistrzyni Transmutacji. — Jeśli w tej chwili się nie opanujesz, to wylatujesz z posady komentatora! Rozumiemy się?!
— Tak, pani profesor — warknął urażonym głosem, ale zaraz potem uspokoił się i wrócił do swojego normalnego tonu. — Po tym jakże oburzającym faulu, którego winowajcy nie ukarano, wracamy do meczu.
— JORDAN!
— Przepraszam, pani profesor — dało się słyszeć kolejne warknięcie chłopaka. — Tylko mówiłem prawdę. I pomyśleć, że to o Krukonach mówią, że mają inteligencję, która przewyższa wszystkich…
— OSTRZEGAM CIĘ, CHŁOPCZE!
— Już, już… spokojnie… — westchnął chłopak, którego rozbawiło zdenerwowanie profesorki. Wyszczerzył się więc do kobiety, a ona spojrzała na niego z politowaniem. — Jeszcze pani żyłka pęknie… Tylko żartowałem! A więc… Ten blond dryblas podaje do Hurta, który przymierza się do strzału. Na szczęście, sytuację ratuje Angelina, która odbiera mu piłkę i rzuca do Katie. Uchyla głowę przed nadlatującym tłuczkiem i podaje do Alicji, która się właśnie wysunęła. TAK! Sześćdziesiąt do dwudziestu! I co łyso wam, Kruczki?! Dobra, dobra… Przepraszam, pani profesor. 
I właśnie w tym momencie Harry zobaczył znicz, który fruwał nad głową Szukającego Ravenclawu. Błagał, by ten nigdy już nie spoglądał w niebo, a jego prośby nie poszły na marne. Spojrzał z wesołym błyskiem na Toma Saitha, który niczego się nie spodziewając odwzajemnił spojrzenie. Młody Potter uśmiechnął się z rozbawieniem i podleciał do przeciwnika, którego zaskoczyło to, co właśnie zrobił.
— Co, Saith? — zapytał, kpiąco unosząc przy tym brew. Jak Harry nie znosił tego typka, mógłby go zabić gołymi łapami. — Kogo przekupiłeś, żeby wziął cię do drużyny?
Widać było, że chłopaka ruszyły te słowa, bo zrobił się na całej twarzy czerwony z wściekłości. Nie trzeba było zadzierać z Harrym w piaskownicy, bo on pamięta wszystko. Wyobraźcie sobie, że ten mały kretyn zabrał Harry’emu łopatkę, a potem obsypał go piaskiem, uderzył go ów przedmiotem, następnie zwiał kradnąc łopatkę. Nawet jeśli Tom był od niego starszy o trzy lata, to był pewny, że wygrałby mecz z tym palantem z zamkniętymi oczami. Ten człowiek był prosty jak konstrukcja gwoździa.
— To raczej ja powinienem o to zapytać, Potter — stwierdził z szyderczym uśmieszkiem, a okularnik o mało nie spadł z miotły, bo tak rozwaliły go jego słowa.
— Ty myślisz, że mnie przestraszyłeś, tak? — zapytał, nie ukrywał rozbawienia jego słowami. Prędzej wystraszyłby się Hagrida niż właśnie jego. Ten matoł umiał tylko rzucać małoznaczące, mało straszne i mało potrzebne groźby, które i tak gówno znaczą. Tego człowieka nie bałby się nawet czterolatek, nawet Kieł. — Jeśli powiedziałbym „tak”, to byłoby to największe kłamstwo stulecia.
— Jak tam twoja szlamowata matka? — syknął z drwiną to, co pierwsze przyszło mu do głowy. Od razu pożałował, że wpierw nie pomyślał, ale cóż mógł teraz zrobić.
— Myślałem, że jesteś idiotą — stwierdził nagle Harry, lekko zamyślony i uśmiechając się słodko. — Teraz nie myślę, ja to po prostu wiem.
Tom prychnął pogardliwie, co miało znaczyć, że gówno sobie zrobił z tego co powiedział mu młody Potter. Co ten okularnik sobie myślał? Że przejmie się jego słowami? Że przeprosi? Że będzie jednak dobry? Zadawał sobie pytania, ale na każde z nich odpowiedź była identyczna „nie!”.
— Bardzo szybko, jak na twój mózg, Potter — parsknął sarkastycznym śmiechem, a Harry’ego o mało nie zemdliło. Jak brunet go nienawidził.
— Ważne, że mam mózg, w przeciwieństwie do niektórych — powiedział i obrzucił Krukona znaczącym spojrzeniem, a potem najzwyczajniej w świecie sięgnął ręką do góry i wziął w dłoń znicza, który nadal trwał w tej samej pozycji.
Wygrali mecz. Wynik był naprawdę imponujący, dwieście osiemdziesiąt do trzydziestu. Ostatnie dwa gole, nim Harry złapał znicza, strzeliła Angelina, którą zdenerwował Erik Tootch, wrzeszczący coś o tym, że dziewczyny nie umieją grać. Oliver o mało nie zabiłby każdego z nich, którego przytulił, dziękując za „cudowny i wspaniały mecz”. Nagle usłyszeli huk i na niebie pojawiło się mnóstwo napisów, takich jak „Potter cuchnie!”, „Gryffindor górą!”, „Krukoni do książek!”, „George i Fred, pałą w łeb”, „Black to palant!”, „Evans do garów!”, „Cicho, Meadowes!”, „Zamknijcie się, debile!”, „Chloe, masz szlaban!”, „WIEDZIELIŚMY, ŻE WYGRACIE!”, „Luniak, łeb w księżyc!”, „Hahahah! Dobre, Ann!”, „A ty z czego rżysz, McKinnon?”, „Spadaj, Glizdek! Mogę sobie rżeć z kogo chcę!” i różne tego typu teksty, z których każdy miał ubaw. I w następnym momencie na boisko wleciało jedenaście postaci na miotłach. Chwile później lądowali na ziemi przy akompaniamencie krzyków i wiwatów.
— No hej, Młody! — zawołali w tym samym momencie James i Syriusz, uśmiechając się do Harry’ego po huncwocku.
— No hej, Starzy! — wykrzyknął okularnik i rzucił się w ich stronę z takim samym uśmiechem. — Ja wam dam „Potter cuchnie!”
— Na swoje usprawiedliwienie mam to, że to było o twoim ojcu! — krzyknął rozbawiony Łapa, unosząc ręce w geście obronnym. — Od niego już dostałem, a teraz nie pozwolę żeby jakieś dziecko mi przylało.
— Te, Łapa! — zaczął Harry z wesołym błyskiem w oku. — Chyba dawno nie dostałeś łajnobombą w twarz, nie?
— Właśnie, tato! — wykrzyknęła mała brunetka o szarych oczach, która w tym momencie wyszczerzyła się do młodego Pottera. — Siemasz, krowi placku!
— Cze, króliczy bobku! — zaśmiał się Harry, przytulając przyjaciółkę mocno. — Żebyś wiedziała, co się dzieje w Hogwarcie!
— Żebyś wiedział, co się dzieje w Dolinie Godryka! — parsknęła rozbawiona dziewczynka, patrząc na pozostałych przyjaciół Harry’ego, którzy się właśnie zjawili, z zaciekawieniem.
— A oto, ta trzepnięta Chloe — przedstawił ją ze śmiechem okularnik, za co zarobił palnięciem w głowę. — Za co?!
— Za to, że nie spadłeś z miotły, Rogaś! — powiedziała przesłodzonym głosem, trącając go łokciem. — Cześć, jestem Chloe i nie jestem trzepnięta.
— A to jest Seamus i Dean, a to Neville i Julia — powiedział, wskazując na każdego po kolei.
— Miło was poznać! — zaśmiała się serdecznie Chloe i przywitała się z każdym, a potem zatrzymała się przed panna McCorwin. — Harry i Hermiona dużo mi o tobie pisali i wydajesz się spoko, mimo że jesteś z rodziny tych od Czystej Krwi.
— Pff… — prychnęła Julia, robiąc nadąsaną minę, taką typową tylko dla niej. — Z tego co wiem, to też jesteś córką arystokratów, więc nie gadaj mi tu, że to coś zmienia. Też wydajesz się normalna jak na tą Czystej Krwi, więc nie dostaniesz po gębie jak Ron.
Chloe pokiwała głową ze zrozumieniem.
— On naprawdę bywa denerwujący, nie? — zapytała, lekko rozbawiona. — Czasami chce mu się nakopać w ten głupi zad.
— Czasami?! — wykrzyknęła zdziwiona blondynka, uśmiechając się do nowej koleżanki. — Ja muszę starać się codziennie, by nie miał złamanego nochala.
— A ty kim jesteś? — zapytał zaskoczony James Potter, podchodząc do nich bliżej. — Harry nigdy o tobie nie wspominał.
— Mówił ktoś panu, że jest pan potwornie wścibski? — zapytała po prostu Julia, patrząc odważnie w orzechowe oczy taty Harry’ego. — Jestem Julia McCorwin i to powinno panu wystarczyć.
— Już cię lubię, Młoda! — wyszczerzył się do niej Syriusz. — Wystarczy tylko dowalić Jamesowi.
— Wystarczy tylko spojrzeć na jego okulary i już można dowalać — parsknęła cicho Julia, a zaraz po niej cała reszta, oprócz Harry’ego i Jamesa.
— Ej! Ja też mam okulary! — zawołał młody Gryfon, oburzając się.
— No właśnie, Harry, no właśnie — powiedziała współczująco panna McCorwin, klepiąc go po ramieniu, co jeszcze bardziej rozbawiło pozostałych.
— POTTER! BLACK! LUPIN! PETTIGREW! LONGBOTTOM! — usłyszeli rozwścieczony krzyk profesor McGonagall, która biegła w ich stronę, a z jej nozdrzy szła para jak u jakiegoś rozszalałego byka. Zresztą tak w tym momencie wyglądała.
W jej stronę odwrócił się Harry, James, Lily, Dorcas, Syriusz, Chloe, Ann, Remus, Marlena, Peter, Alie, Frank i Neville, patrząc na nauczycielkę z rozbawieniem.
— Tak pani profesor? — zapytali wszyscy niewinnie, co ją jeszcze bardziej zdenerwowało. Śmiało można było teraz na nią powiedzieć Smoczyca czy Dinozaurzyca, bo wyglądała jakby zionęła ogniem i pragnęła rozgnieść wszystko, co jej się nawinie. Istny demon, nie profesorka.
— Co wy tu na Merlina robicie?! — krzyczała dalej, a ogniem jak zionęła, tak zionie. Wyglądała strasznie, wręcz okropnie. I ona miałaby być Miss Piękności? Chyba wśród smoków i dinozaurów zajęłaby ostatnie miejsce.
— Stoimy — odpowiedzieli zgodnie z huncwockimi uśmiechami. — Coś się stało?
— A to się stało, że was nawet nie powinno tu być! — mówiła przez zaciśnięte zęby Mistrzyni Transmutacji. — Marsz do mojego gabinetu!
— Chyba będą kłopoty — powiedzieli wszyscy zgodnie, maszerując za opiekunką Gryffindoru z wesołymi uśmiechami. Razem z nimi poszedł Seamus, Dean, Ron i Julia.
Gdy wszyscy dotarli na miejsce, to o mało nie wybuchli śmiechem na widok srogiej miny profesorki. Gestem ręki zaprosiła ich do środka, a oni weszli tam bez zastanowienia.
— Co to ma znaczyć? — zapytała, gdy zamknęła za nimi drzwi.
— To już rodzice nie mogą odwiedzać dzieci na meczu? — zapytały oburzone Dorcas i Julia, które kiwnęły do siebie porozumiewawczo głowami. — Malofyowie jakoś byli na meczu i nie są na dywaniku.
— Ty młoda damo, się nie odzywaj! — powiedziała oburzonym głosem profesor McGonagall.
— To ja wtedy mogę powiedzieć „Ty stara ropucho, się odzywaj”? — zapytała przesłodzonym głosem panna McCorwin, patrząc wyzywająco w oczy nauczycielce.
Słowa dziewczynki sprawiły, że odwiedzający Hogwart o mały włos nie zabili wszystkich śmiechem. Pamiętali jakby to było wczoraj, kiedy Dorcas zawsze warczała na McGonagall i wyzywała na nią, a wszyscy zawsze mieli z tego ubaw.
— Jak śmiesz się tak odzywać do swojej nauczycielki? — zapytała wzburzona kobieta. Wyglądała w tym momencie naprawdę komicznie i mówię to naprawdę szczerze.
— A pani może się tak do niej odzywać? — Dorcas stanęła w obronie Julii, która o mało nie zesikała się ze śmiechu. — I gdzie tu jest sprawiedliwość? Zaraz księżyc będzie mógł być słońcem. Zaraz powietrze stanie się trucizną. Zaraz Syriusz będzie miał mózg. Czy pani zdaje sobie sprawę z tego, że to wszystko to jest absurd? Księżyc nigdy nie będzie słońcem, powietrze nigdy nie stanie się trucizną, a Syriusz nigdy nie będzie miał mózgu!
— Meadowes, wstydziłabyś się — powiedziała kobieta urażonym tonem, który świadczył, że Dorcas totalnie ją zgasiła. — Pokazywać się z takiej strony córce…
— Moja mama ma na nazwisko Black — odezwała się rozbawiona Chloe, która dotychczas tylko chowała się za ojcem i chichrała się w jego koszulę. — Po drugie, nie przeszkadza mi jej postawa, bo ja zachowuję się identycznie jak moi rodzice.
Przerażony wzrok profesorki padł na dziewczynkę, która szczerzyła się teraz jak głupia, zupełnie jak jej rodzice.
— Mam jeszcze jedno, małe pytanie… — zaczęła niepewnie McGonagall. — Ma panienka zamiar uczęszczać tutaj, kiedy dostanie panienka list do Hogwartu?
— Otóż to! — wykrzyknęła uradowana brunetka, podskakując jak opętana. — Już w następnym roku!
— Merlinie, ja tego nie przeżyję! — krzyknęła zdruzgotana nauczycielka, łapiąc się za głowę.
— Moja siostra również! — parsknął Ron, który ledwo powstrzymywał się od śmiechu. — Hermiony też!
— No to kaplica! — podsumowała rozbawiona Lily, patrząc z satysfakcją na byłą profesorkę.
— Ma pani przesrane! — dodał swoje trzy knuty Syriusz.
— Dupa jest blada! — skomentowali Alice i Frank.
— Karma zawsze do nas powróci! — parsknęli Marlena, Peter, Ann i Remus.
— Godni następcy Huncwotów! — powiedział z dumą James, a reszta zgodnie pokiwała głowami.
— Wprowadzimy panią do grobu! — wyszczerzyła się Julia, a profesor McGonagall przyznała jej w myślach rację.
— Już może pani szykować testament! — zaśmiał się Harry, a z nim cała reszta.
Teraz kobieta się zirytowała.
— Potter, McCorwin! — podniosła głos, tak by brzmiał srogo i wrogo. — Minus dziesięć punktów dla Gryffindoru…
Wszyscy westchnęli ze zrezygnowaniem.
— Myślałam, że znudziło się już pani, to całe odejmowanie punktów swojemu domowi… — mruknęła lekko oburzona Dorcas.
— …a poza tym szlaban, który odpracujecie u profesora Snapea — dokończyła, kompletnie ignorując wcześniejszą wypowiedź byłej uczennicy, która zawsze doprowadzała ją do białej gorączki.
Huncwoci i Huncwotki wytrzeszczyli na nią oczy jakby profesorka co najmniej powiedziała im, że wygrała wybory Miss i teraz jest znaną tancerką w klubach Go-Go.
— SMARKERUS?! — zawołali zgodnie, patrząc na kobietę z niedowierzaniem, które za żadne skarby świata, nie chciało zejść im z twarzy. — PROFESOREM?!
— Nie rozumiem waszego zdziwienia — stwierdziła, lekko zaskoczona, Minewra.
— Jeśli on tu uczy, to pani jest modelką! — wykrzyknęła Dorcas, mało interesując się tym, że obraziła kobietę stojącą przed nią.
— Meado… BLACK! — krzyknęła wreszcie McGonagall, marszcząc z oburzenia brwi i rzucając w jej stronę ostrzegawcze spojrzenie. — Nie wiem, co cię tak bardzo dziwi. Z tego, co wiem, to Severus się z wami przyjaźni.
James prychnął pogardliwie.
— Przyjaźni, to za dużo powiedziane — parsknął, wyraźnie ironicznie. — To, że kumpluje się z Evans nie znaczy, że również z nami.
Nauczycielka przewróciła oczami.
— Jeśli koleguje się z Lily, to chociaż ona powinna o tym wiedzieć, czyż nie? — zadała najprostsze pytanie jakie mogła zadać.
— Wiedziałam, że gdzieś pracuje, ale nie chciał nigdy powiedzieć, gdzie dokładnie, więc po co miałam go pytać setny raz, wiedząc że i tak nie uzyskam odpowiedzi?
— Um, najwyżej nie chciał chwalić się swoją pracą i tyle.
— Czy pani siebie słyszy? — parsknęła Dorcas, patrząc na kobietę wymownie. — Smark nie chwalący się czymś, dobre. On nawet swoimi tłustymi włosami jest w stanie się chwalić, a pani mi tu gada, że nie chciał!
— Dobrze… — skomentowała profesor wypowiedź Dorcas. — Zakończmy ten temat — powiedziała stanowczo, patrząc na nich srogo. — Jakieś jeszcze „radosne” nowiny dla mnie macie?
— Mój młodszy brat też będzie chodził tutaj do szkoły od następnego roku! — wykrzyknęła rozbawiona Julia, za co spotkała się z dezaprobatą ze strony McGonagall.
— Daruj sobie, McCorwin — ucięła krótko Minewra.
— Ale pani jest sztywna! — jęknęła dziewczynka z żałością, a pozostali cicho parsknęli. Może dlatego, bo na tę właśnie nauczycielkę bardzo często mówiło się „McSztywna”. — Gdyby pani była cicho, to pomyślałabym, że jest pani posągiem. Nie zrobiła pani niczego szalonego w życiu? Mi by się to chyba nie udało, no wie pani, nie szaleć, bo wtedy pewnie bym oszalała. Może wystartuje pani w wyborach Miss albo ubierze jakąś sukienkę.
— Przecież noszę su…
— Takie za kostkę się nie liczą, wie pani o tym? — prychnęła zirytowana dziewczynka, patrząc na kobietę z przyganą. — Może jakaś przed kolana albo chociaż za, ale bez przesady… Brakuje pani jeszcze zakrycia twarzy i już można by uznać panią za muzułmankę.
— McCorwin, skończ już te twoje bardzo mądre monologi i idź lepiej napisać wypracowanie z transmutacji.
— I widzi pani?! — zapytała zdenerwowana, ale zaraz potem tylko machnęła ręką. — Ech… Szkoda gadać.
— Teraz muszę iść porozmawiać z dyrektorem, a was ma tu nie być! — ostrzegła dorosłych, a potem odeszła od nich.
— Ona powinna leczyć się na nerki, bo na nogi za późno, a co dopiero na głowę* — parsknął Syriusz, unosząc wysoko brwi.
— Łapa ma rację — zawtórował mu Harry z uśmiechem.
— Taa… — mruknęła Lily. — A tak w ogóle, to gdzie jest Hermiona?


*Pozdrawiam PaKi i jej słowa skierowane do mnie o mnie :’)

---------------
A oto i rozdział, skrzaty! :*
Mam nadzieję, że się podoba i że nie jesteście bardzo źli, bo tak późno dodaję. Też was kocham ^^
Dedykuję rozdział wam wszystkim, którzy czytacie moje nędzne wypociny! <3

5 komentarzy:

  1. PIERWSZA! <3333
    Przepraszam, nie było mnie długo! ;CC
    Ech, tutaj będzie za chwilę komentarz :3
    Ala :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach! Będę czytać i komentować, żeby było szybciej ^^
      Boże... Ale Harry słodko martwi się o Hermionę, to jest naprawdę takie urocze *-*
      Aww, meczyk! Kocham jak opisujesz mecze, bo to jest naprawdę zajebiste! <3 Najepsze teksty Lee, ach, jak ja się nimi jaram! Normalnie sikam ze śmiechu jak czytam to, co on mówi. To jest po prostu bekowe xd Tom Saith to jebany gnój! Na szubienicę z nim! Co on sobie wyobraża? Myśli, że może obrażać Lilkę? Po moim trupie, bęcwale! -,-" YEAH! I KTO ZDOBYŁ ZNICZA, ŚLAMAZARO?! Fajnie ci teraz, dupku? Wyśmiewałeś Harry'ego, a ten złapał znicza ^^ Śpiewajmy wszyscy w ten radosny czas, śpiewajmy razem ilu jestu naaaaaas. Choć lata młode, szybko płyną, wiemy że Gryffindor wygraaaa grę lub wszyyystkie! <3 Nie ma to jak przerabiać harcerskie piosenki :3 Awwww, HUNCWOCI! <3 *-* O-n-i s-ą w H-o-g-w-a-r-c-i-e! cc: <3 Boże... TAK! ONI SĄ W HOGWARCIE! <333 *O* Awww, Dorcas i Julka kłócą się z McGonagall! *-* Jebłam i nie wstaję :3
      Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością, skarbie ty mój! :*
      Pozdrawiam i życzę weny ^^
      Ala c:
      PS. Poprzedni rozdział był smutaśny, a miniaturka wręcz *O* *0* *-*

      Usuń
    2. Ali, skarbie! <3
      Dziękuję za ten cudowny komentarz. Uwielbiam je, tak bardzo je uwielbiam! W ogóle cieszę się, że czytasz moje bazgroły, które czasami naprawdę nie mają sensu :3
      Chciałabym częściej czytać takie komentarze <3
      Zgredek

      Usuń
  2. Super!!!
    Megaaa!
    Jak McGonnagall dobili!
    Hahahahahhahaha!
    Hieiieieieieieieie!
    Huncwoci!!!
    Jea!
    Aczigment get!
    I Hermi nie ma! NoooooooooooOooooOooooO!
    NoooooooooooOOoooOoooOoooOooOooOooOoooooO!

    ~Wikkusia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz, który znaczy więcej niż tysiąc słów <3
      Zgredek

      Usuń

Komentarz piszesz przez kilka minut, a ja rozdział w kilka godzin/dni. Komentując dajesz mi motywacje bym pisała szybciej i lepiej. :)

3xff#e2d173xhx#d8c846xhx#dbd075xhx#c7b943xhx#988c25xhx#c8b832xhx#b8ac47xff1xff⋆xfxxfx✶xfxxfx⋆xff8xff20xff80xff5xff4xff40xff0 Harry Potter Magical Wand