30 listopada 2014

Czarna róża

Ładna rudowłosa kobieta szła chodnikiem, a obcasy jej butów uderzały rytmicznie o podłoże. Miała miętową sukienkę do połowy ud, czarny sweterek i tego samego koloru szpilki. Włosy opadały jej falami na plecy, a wyraz twarzy nie zmieniał się jej już od jakiejś pół godziny. Mimo jej młodego wieku była naprawdę mądrą i zdolną kobietą. Dwa lata temu ukończyła Hogwart, a teraz pracuje w Ministerstwie Magii, tak jak jej ojciec. Już od roku jest wolna i niezależna, już od roku nie jest w związku z Harrym. Owszem, kocha go, ale tylko jak brata i gdy to sobie uświadomiła, to od razu mu o tym powiedziała. Zakończyli swój związek szybko i bez boleśnie. Minęły trzy lata od Wojny o Hogwart i od tamtego czasu codziennie idzie tą właśnie ulicą, o tej właśnie godzinie. Dłoń miała zaciśniętą na łodydze czarnej róży, którą kupiła w swojej ulubionej kwiaciarni. Minął rok, a ona dalej się nie zakochała. Dalej nie mogła sobie znaleźć bratniej duszy. Minęły trzy lata, a ona dalej trwa w żałobie po bracie. Dalej przychodziła na cmentarz. Niektórzy mogliby uznać, że jest jakaś szurnięta i wyśmialiby ją, że aż tak się przejmuje. Jednak Ginny Weasley właśnie taka była – wybuchowa, zwariowana, prawdomówna i wszędzie było jej pełno. Mimo że nie była do końca szczęśliwa, to cieszyła się każdym dniem i zarażała entuzjazmem wszystkich swoich bliskich. Z głośnym westchnieniem przeszła przez otwartą furtkę, która prowadziła na cmentarz. Chwilę później stała przed grobem swojego kochanego braciszka, a z jej oczu znowu wypłynęły łzy, które za wszelką cenę chciała powstrzymać. W tej chwili podziwiała Georgre’a, że się tak dobrze trzyma, mimo że już nie może wyczarować patronusa. Cichutko opowiedziała Fredowi jak minął jej dzień, co się ciekawego wydarzyło i przypomniała mu jak bardzo za nim tęskni. Siedziała tak na ławeczce przy grobie, trzymając w dłoni różę, a buzia jej się nie zamykała. Co jakiś czas się uśmiechała, był to prawdziwy, radosny uśmiech, który tak rzadko bywał na jej ustach. Te trzy lata były dla niej walką, staraniem się z każdym dniem i próbą przetrwania każdego następnego dnia. Jak można się było spodziewać, udawało się jej to, mimo że było trudno, a nawet bardzo ciężko. Ginny się jednak nie poddawała, bo chciała zacząć żyć, tak jakby on nadal był z nimi. Kiedy zaczęło się ściemniać, a na jej ramionach pojawiła się gęsia skórka, to stwierdziła, że lepiej już wracać do domu, jeśli nie chce być chora. Wstała z ławki i rozprostowała obolałe kości, a potem położyła czarną różę na grobie. Odwróciła się w celu odejścia i zderzyła się z czymś twardym, co wyprowadziło ją z równowagi. Dobrze zdawała sobie sprawę z tego, że był to człowiek.
— Uważaj jak łazisz! — warknęła w stronę mężczyzny, wygładzając dłońmi sukienkę, która delikatnie się jej podwinęła. Jacy niektórzy ludzie byli denerwujący!
Usłyszała prychnięcie.
— To nie ja na ciebie wpadłem, wariatko — odwarknął mężczyzna, podnosząc z ziemi coś, co okazało się być piękną czarną różą.
Ginny nie wiedziała skąd, ale znała głos tego faceta. Zastanawiała się przez chwilę, a potem uświadomiła sobie fakt i zrozumiała kim jest ów człowiek. Zdenerwowała się i to naprawdę poważnie. Jedyne jednak, co zrobiła w owej sytuacji, to popchnęła przybysza. Ten jednak dalej stał w tym samym miejscu, tyle że teraz uśmiechał się kpiąco.
— Zabini, ty podły karaluchu! — syknęła na niego z nienawiścią, co on zarejestrował z jeszcze większym uśmiechem na ustach. Jak on nie znosił tej wrednej Wiewióry…
— Weasley, zamknij jadaczkę, bo wszystkich pobudzisz! — uciszył ją zdenerwowanym tonem. Spowodowało to, że panna Weasley spojrzała na niego zaskoczona, nie rozumiejąc o co mu chodzi.
Jednak chwilę później zrozumiała jego głupi żart i prychnęła pogardliwie. Jak można sobie tak żartować z tego miejsca i umarłych?! Odpowiedź znalazła bardzo szybko. To był Zabini i on był zdolny do wszystkiego, przecież to był podły Śmierciożerca. To przez takich jak on jej brat nie żyje! Chciała mu wygarnąć to, co o nim myśli, ale nie miała zamiaru robić tego w tym miejscu. Nie chciała by Fred słyszał te wszystkie obelgi i przekleństwa wylatujące z jej ust jak z karabinu maszynowego. Jej braciszek zasługiwał na spokój, tylko szkoda, że tak daleko od niej. Spojrzała na chłopaka z pogardą i nienawiścią, dając mu do zrozumienia jak bardzo ją obrzydza. Nie pod względem wyglądu, bo brunet był naprawdę przystojny, ale pod względem charakteru, który był równie okropny jak każdego innego Śmierciożercy. Nienawidziła ich, całej tej wojny, Voldemorta, swoich uczuć i tego, że Fred nie żyje. Zabini był taki sam, mimo że był sługą Toma Riddle’a niższej rangi. Mówiąc „niższej rangi” miała na myśli to, że dostawał misje takie jak: zabijanie mugoli, torturowanie mugolaków i mniejsze lub większe ataki na Kwatery Główne Zakonu Feniksa. Można by rzec, że to są ważne i odpowiedzialne misje, ale w gruncie rzeczy inni Śmierciożercy robili o wiele, wiele gorsze rzeczy niż te, które zostały mu zlecane. Jednak… Draco Malfoy się zmienił i był teraz w szczęśliwym związku z Hermioną Granger, więc on przecież też mógł stać się lepszym człowiekiem.
W tym momencie zdała sobie sprawę, że od jakichś pięciu minut gapi się na niego jak głupia. On chyba też to zauważył, bo podniósł brew, uśmiechając się do niej kpiąco.
— Wiem, że jestem przystojny, Weasley. Jednak to, to już chyba obsesja, nie uważasz? — powiedział w jej stronę chłodnym tonem, w którym dało się słyszeć rozbawienie. Nie mogła uwierzyć, że tak podła osoba może mieć uczucia. I nagle spojrzała na tą czarną różę, którą trzymał w dłoni.
— Nie uważam, Zabini — warknęła, rzucając mu przy okazji nienawistne spojrzenie. Tak bardzo go nie znosiła i obrzydzała ją jego osoba.
Gdy zobaczyła w jego oczach ból, który trał może mniej niż sekundę, to od razu pożałowała swoich słów. Nie tego co powiedziała, ale tego jakim tonem były wypowiedziane te słowa. On okazał jej coś na kształt życzliwości, a ona wręcz pluła na niego jadem. Gryfonka rodem Parkinson, Ślizgon rodem Pottera. Zrobiło jej się naprawdę głupio i zarumieniła się ogniście. Zachowała się naprawdę wrednie i mimo że często palnęła coś, bez wcześniejszego przemyślenia, ale teraz jej postawa była czysto ślizgońska. Jednak… Czym ona się przejmowała? Że uraziła tego pieprzonego Śmierciożercy, który najprawdopodobniej zabił jej brata? Tak właśnie, od jakiegoś czasu było o tym głośno w Zakonie i poza nim.  Podobno to on spowodował ten wybuch, podczas którego zginął jej braciszek. Mówią, że Zabini był wściekły po przegranej walce z Fredem, a potem po prostu wysadził tą pieprzoną ścianę. Gdy się o tym dowiedziała to obiecała sobie, że nigdy nie wybaczy tego temu Śmierciożercy, nigdy. Dlatego w jednej chwili zapomniała o swoim sumieniu, znów nałożyła na siebie maskę, którą wkładała codziennie od ponad trzech lat. Nigdy nikomu nie chciała pokazać swojego smutku, zawsze tryskała energią i szczęściem.
— Tak w ogóle, to co ty tutaj robisz, Weasley? — zapytał spokojnie, a w jego oczach ujrzała zaciekawienie. Dlaczego on zgrywał normalnego człowieka? Był przecież potworem!
Tak w ogóle, to co cię to obchodzi, Zabini? — pomyślała w duchu, jednak nie chciała jej to przejść przez gardło, które było teraz ściśnięte od emocji. Przed oczami miała twarz swojego kochanego, starszego braciszka, którego już nigdy nie zobaczy. Powiedziała więc: — Przyszłam odwiedzić grób brata, którego zabiłeś. A ty? Co tutaj robisz, Zabini?
Blaise w pierwszej chwili nie zrozumiał tego, co ona mu powiedziała. Zamrugał dwa razy, dalej nie świadomy. Jednak sekundę później jego usta zwęziły się z prostą linijkę, jego twarz zrobiła się blada jak papier, a w oczach pojawiło się zrozumienie i coś na kształt bólu. Ścisnął mocnej łodygę czarnej róży, prawie łamiąc ją na pół. Teraz to on miał przed oczami wspomnienia, tyle że jego nie były tak kolorowe jak Ginny, przedstawiały wojnę z jego perspektywy. Nie było domu, ciepła, miłości i troski o rodzinę. Za to były Podziemia, ból, strach, nienawiść, nieczułość, gwałt, śmierć i przerażenie. I wtedy w swoich wspomnieniach ujrzał JĄ. Jedyną osobę, która go kochała, była przy nim do końca i pomogła mu przetrwać. To była jego matka, kochana Evallyn Zabini. Dlaczego walczył wtedy z tym pieprzonym Weasley’em i czemu wysadził ten mur? Odpowiedź była prosta – ten skurwiel zabił mu matkę. Czy ten dupek myślał, że on mu wybaczy? Jeśli tak, to był głupszy od Łasica.
— Odwiedzam matkę, którą zabił twój braciszek, Weasley — warknął z nienawistnym błyskiem w oku, zaciskając pięści jeszcze mocniej niż przedtem. Jednak kiedy zobaczył zaskoczenie na jej twarzy, powiedział z satysfakcją. — Co? Rudy się nie pochwalił przynależnością do Śmierciożerców?
Wytrzeszczyła na niego oczy, kompletnie zdzwiona. Nie, to nie możliwe. Nie jej Fred, nie on. Zawsze taki dobry, taki kochany i on miałby być sługą Voldemorta? Ta przebrzydła gnida kłamie! Jak on śmie obrażać jej brata i to, na dodatek, przy niej? Podły gnojek, Zabini. Fred miałby zabić jego matkę? Ta i co jeszcze. Może cała wojna była jego winą? Oczywiście, bo przecież to on był tym złym, nie?! Miała ochotę przywalić temu zasranemu Zabiniemu!
— Ty pierdo… pieprzony Śmierciożerco! — Rudowłosa w dalszym ciągu pamiętała, że jest na cmentarzu, więc powstrzymała się od paru wyrafinowanych wyzwisk. Teraz patrzyła na niego z mieszaniną pogardy, nienawiści i wściekłości. — Jak śmiesz gadać takie bzdury o moim bracie?! Myślisz, że w to uwierzę?! To, że coś wymyślisz na swoje usprawiedliwienie, nie znaczy, że tego nie zrobiłeś. Twoja matka też pewnie zasługiwała na śmierć, była zwykłą suką.
Teraz to jego ogarnęła wściekłość. Jego oczy pociemniały, a twarz skamieniała i spokojnie odłożył czarną różę na ławkę obok. Jego spokój i opanowanie było naprawdę przerażające. Ginny dobrze wiedziała, że przesadziła i zdawała sobie sprawę jak bardzo go rozwścieczyła, jednak teraz jej to nie obchodziło. Nikt nie będzie obrażał jej Freda. W następnej chwili została brutalnie przyparta do nagrobka, który stał za nią. Patrzyła mu w oczy z przerażeniem, gdy jego pozostawały zimne i opanowane. Błagała w duchu, żeby to przeżyła, bo jak nie to… W następnym momencie wzdrygnęła się, czując jego oddech przy swoim uchu.
— Posłuchaj mnie bardzo uważnie, Weasley — wysyczał jej do ucha wypranym z uczuć głosem, a ją mimowolnie przeszedł dreszcz. Widać, że był wściekły i powstrzymywał się przed uderzeniem jej. W tym momencie się go bała, ale mu się nie dziwiła. — Możesz mnie sobie tam wyzywać od skurwieli, dupków, podłych Śmierciożerów, gnojków, gnid i czego tam jeszcze chcesz, ale nigdy więcej nie waż się obrazić mojej matki. O mnie możesz mówić do woli, ale od niej i jej grobu trzymaj się z daleka.
Ginny była zdzwiona, nawet bardzo zdziwiona. Myślała, że będzie na nią wkurzony o to, co powiedziała o nim, a nie o jego matce. Co innego mogła powiedzieć o żonie i matce Śmierciożerców? Chyba jedynie to, że była suką. Jednak Zabini jej teraz zaimponował, broniąc jej zajadle. Przecież też tak zawsze robiła, gdy ktoś powiedział, że Ron to fajtłapa i nieudacznik, mimo że sama tak uważała.
— Nie rozumiem, jak taki bezduszny człowiek jak ty może przejmować się obelgą powiedzianą na twoją matkę — powiedziała, po chwili ciszy, szczerze zdziwiona. Naprawdę nie tego rozumiała. Nie wiedziała czy jest taka głupia, ale zastanawiało ją to.
Blaise prychnął pogardliwie, patrząc na nią z wściekłością, której już nie ukrywał. Nie było sensu tego robić, bo ona dobrze zdawała sobie sprawę z tego, jak bardzo go to denerwowało.
— Może dlatego, że moja mama nie zasługuje na to, co o niej mówisz. Zawsze mnie kochała, nawet jeśli wszyscy inni mnie nienawidzili. Zawsze ze mną była, nawet wtedy kiedy wszyscy odeszli. Zawsze mnie wspierała i pomagała, nawet gdy byłem już na samym dnie. Zawsze mnie broniła, nawet jeśli później była brana za sługę Czarnego Pana. Mimo że przez swoje ostatnie cztery lata życia była niewolnicą Freda Weasleya, żoną i matką dwójki Śmierciożerców, to nigdy nie zeszła na złą stronę, nawet jeśli miała wypalony mroczny znak na przedramieniu. I nie wmówisz mi, Weasley, że było inaczej! Możesz żyć ze świadomością, że twój brat był Śmierciożercą albo łudzić się, że nie był. Wybór należy do ciebie, ale ja wiem swoje i nie próbuję się wymigać. Zabiłem go, przyznaję. Działałem pod wpływem emocji i może nie musiałem go uśmiercać, ale nie mogłem znieść tego, że jej już nie ma, że nie mogę jej przytulić, że nie mogę zatracić się w bezpieczeństwie, które mi dawała i że nie mogę już nigdy usłyszeć „Jestem z tobą, Blaise. Wszystko będzie dobrze, syneczku. Kocham cię, skarbie”. Wiem, że Rudy był dla ciebie jak brat, ale był również bezdusznym Śmierciożercą, który gwałcił  i zabił moją matkę, próbował zniszczyć Zakon Feniksa i o mały włos, a wysadziłby wasz dom w powietrze — Tu się na chwilę zatrzymał, żeby odetchnąć. Nie pozwolił się jej odezwać, mówił dalej. — Może nie byłem dobrym człowiekiem, robiłem złe rzeczy i na pewno kiedyś spotka mnie za to kara. Zresztą już spotkała… Jednak ostatecznie wybrałem dobro, kiedy on stanął po stronie zła. Po tym jak moja matka trafiła w jego brudne łapska i stała się jego niewolnicą, ja zostałem szpiegiem Dumbledore’a. Przez bity rok donosiłem Zakonowi, co dzieje się w Podziemiach i zawsze wracałem tam, bo wiedziałem, że muszę chronić mamę. Potem Dumbledore umarł, a może raczej został zabity… i Draco również wybrał dobro, a ja wtedy regularnie zdawałem relacje Molly o tym, jak sprawy się mają. Było trudno udawać nienawiść, pogardę i te wszystkie inne złe uczucia, ale musiałem to zrobić – dla matki i dla siebie. Jednak pewnego dnia wszedłem do jego komnat, chyba pierwszy raz zostawił je nie zakluczone, podczas gdy on gwałcił moją matkę. Nie wytrzymałem, uderzyłem go, raz, potem drugi i trzeci. Wyciągnął różdżkę, rzucił zaklęcie. Snop zielonego światła poleciał w moją stronę, ale w ostatniej chwili moja matka rzuciła się, osłaniając mnie. To ona umarła, nie ja. Do dzisiaj nie mogę sobie tego wybaczyć. To ja powinienem wtedy zginąć, nie ona. Deportował się do Hogwartu, tam trwała już zagorzała bitwa, a my wkroczyliśmy w sam jej środek. Rudy wyszukał w tłumie swojego bliźniaka, a ja prosiłem Boga, by ten idiota do niego nie podszedł. Podbiegł do Goerge’a i stanął za nim, chowając się przede mną. Pieprzony tchórz! Potem Fred przystawił mu różdżkę do szyi i zagroził, że jeśli nie dam mu swojej różdżki, to go zabije. Zaczął się pojedynek, ja kontra Fred. Wygrałem, jego różdżka złamała się na pół. Był wściekły, chciał rzucić się z pięściami na swojego bliźniaka. I wtedy to zrobiłem, wysadziłem tą ścianę. Uratowałem George’a, a Rudy nie żył. Jeśli to ci jakoś pomoże, to najmocniej przepraszam za to, że uratowałem życie twojemu drugiemu bratu.
Ginny stała z szokiem wypisanym na twarzy. Jej oczy były pełne łez i bólu. Nie mogła uwierzyć, że jej kochany braciszek, jej Fredzio, był Śmierciożercą. On zabijał ludzi, torturował, gwałcił i pozbawiał życia mugoli i mukoglaków, którzy nawet nie brali w tym udziału. To było okropne, a ona nie mogła się z tym pogodzić. Z jej gardła wyrwał się cichy jęk rozpaczy, a w następnej chwili Ginny osunęła się na ziemię, kompletnie załamana. Głośno zaszlochała w czasie, gdy po jej policzkach płynęły strumienie łez. Przez trzy lata jej serce było pełne nienawiści  i chęci zemsty. Przez trzy głupie lata miała ochotę zabić Zabiniego. Przez trzy cholerne lata nie była sobą. Przez trzy pieprzone lata codziennie opłakiwała śmierć brata. I było to tylko po to, żeby dowiedzieć się, że Fred był okropnym czarodziejem? Ten fakt ją przerażał, denerwował i załamywał jednocześnie. Nie chciała, przyjąć do świadomości tego, że jej brat był pieprzonym Śmierciożercą, sługusem Voldemorta. Nie mogła uwierzyć w to, że jej braciszek więził matkę Zabiniego,  potem ją zabił. Nie chciała uwierzyć, że Fred chciał zabić George’a. Wolała tego wszystkiego nie wiedzieć! Ale może lepiej, że się dowiedziała? Chyba lepiej znać prawdę, niż brać potem kogoś podłego za dobrego. Płakała jak małe dziecko, nawet już przestała czuć zimno. Siedziała na mokrym i zimnym piasku, obejmując kolana, wypłakując cały żal i to, jak bardzo się zawiodła na bracie. Już nigdy nie chciała czuć czegoś dobrego. Już na zawsze chciała zapomnieć o Fredzie Weasley’u. Nie miała kogoś takiego w rodzinie, w ogóle nie znała takiej osoby. Poczuła czyjąś dłoń na ramieniu, więc od razu spojrzała w górę, spotykając na swojej drodze oczy Blaise’a Zabiniego. Zupełnie zapomniała, że on też tutaj jeszcze był. A ona rozryczała się przy nim jak głupia… Mimo że czuła ból w sercu, to dziękowała w duchu Bogu, że akurat wpadła na ów bruneta, bo w innym wypadku nigdy nie dowiedziałaby się prawdy. A ona uważała Freda za wzór do naśladowania, zawsze go kochała i rozpaczała po jego śmierci. A co się okazało? Że jej braciszek był pieprzonym Śmierciożercą, który był sto razy gorszy od Zabiniego i Malfoya razem wziętych. Strzepnęła jego rękę, odsuwając się i jeszcze głośniej szlochając. Jednak zaraz potem żałowała, że to zrobiła, bo zobaczyła w jego oczach ból, chociaż nie wiedziała, dlaczego się tam pojawił. I nagle zrozumiała! On myślał, że ona dalej się go brzydzi. On uważał, że ona dalej mu nie wierzyła i miała go za podłego człowieka, a także ohydnego Śmierciożerce. Tyle że wcale tak nie było, bo w tym właśnie momencie Ginny zaczęła go szanować i traktować jak dobrego człowieka. To Fred był tym złym, nie on! Jednak Blaise tego nie zobaczył, bo właśnie odwrócił się, żeby odejść. Niestety, ale panna Weasley pozwoliła postawić mu tylko jeden krok, bo w następnej sekundzie jej palce zacisnęły się na jego nadgarstku.
— Zaczekaj, Zabini! — zawołała desperacko, trzymając go jeszcze mocniej. Nie chciała być dla niego niemiła, w końcu on okazał jej życzliwość wtedy, kiedy ona była dla niego okropna. — Nie o to mi chodziło!
— Nie o to? — warknął, wyrywając rękę z jej uścisku. Odwrócił się w jej stronę ze irytowaniem i goryczą wypisaną na twarzy. — To w takim razie o co?!
Prychnęła oburzona, patrząc na niego ze zdenerwowaniem. Jak on ją denerwował…
— Po prostu nie rozumiem, dlaczego chcesz rozmawiać ze kobietą, której brat zabił ci matkę! — warknęła w końcu, patrząc na niego z determinacją w oczach. — Nie rozumiem tego, Blaise…
Ten jednak nic nie powiedział, tylko ją przytulił. Był to czuły uścisk, który sprawił, że Ginny poczuła się bezpieczna. Pierwszy raz w życiu czuła się tak prawdziwie szczęśliwa i bezpieczna.
— To był Rudy, a ty to ty — odpowiedział zagadkowym tonem wprost do jej ucha. — Jest spoko, Wiewióra…
On zaufał jej, ona zaufała mu. 

Już rok później przychodzili na ten cmentarz wspólnie jako pan i pani Zabini, trzymając w dłoniach czarne różę.

----------------
No to mamy kolejną miniaturkę.
Wiem, że nie jest najwyższych lotów, ale jest, więc mam nadzieję, że naprawdę jej nie spieprzyłam. Chciałam, żeby była idealna, ale napisałam ją zbyt krótką. Przepraszam :c
Dedykuję ją... Ali i Wikussi, które jako jedyne skomentowały poprzedni wpis. Jesteście kochane <3

4 komentarze:

  1. 'Oj aż się popłakałam prawie.
    Blaise to mój OTP w Hp a tutaj napisałąś to tak wzruszająco.
    Przepraszam, że nie skomentowałam ostatniego posta. Wiesz czm! Ale przeczytałam!
    Fred takim skurwiesynem. Tego się nie spodziewałam ale super ci to wyszło!
    Więc nie pisz mi więcej, że ci ni wyszła!
    Nawet mój kolega gdy mu napisałam, że czytam twojego bloga chciała zajrzec i napisał , zę spoko to masz!
    Pozdrawiam
    Paulla K

    OdpowiedzUsuń
  2. Hola!
    Jestem druga :c
    Tutaj będzie komentarz <33

    OdpowiedzUsuń
  3. Ojejciu! Cudeńko! Wspaniałe, bardzo mi się podobało chociaż nie lubię tego parringu.
    Czekam na więcej takich miniaturek:
    Gabrysia M.

    OdpowiedzUsuń
  4. Boziu nie! c': Czy. To. Jest. Blinny? Tak! Wygrałaś moja droga! ;*
    Ech.... Kiedy czytam te wszystkie miniaturki postać Harry'ego zaczyna mi się coraz mniej podobać >.<
    Ej... Wait... Nie zakochała się, ale idzie z różą? Gdzie?
    Cmentarz? Ron zdechł? [*] xD Żartuję! Jego też coraz mniej lubię! A skoro teraz jest Blinny (prawdopodobnie) to tylko by przeszkadzał! :D
    Boże nie ;-; To Fred zginął, a nie Ron ;-; [*] [*] [*] Dla niego trzy znicze :c
    Szczerze to już sie miałam cieszyć, że Ron zdechł xD
    Zabini? Diabeł?! Wiedziałam! :D *Diabełek Yuri tańczy*
    Czekaj.... Yuri ma zwiechę.... Że. Co. Do. Jasnej. Cholery. JAK TO FRED JEST ŚMIERCIOŻERCĄ?! O ty dziadu zły >.<
    Dobra. Zmieniam to wszystko co napisałam. Dla matki Diabła [*] [*] [*] [*] [*] [*] [*], dla Freda środkowy palec, a Rona na razie zostawię w spokoju :*
    Okej...
    Nadal się nie otrząsnęłam z tego, że Fred jest śmierciożercą...
    Ale kocham tą miniaturkę <3 Kocham Blinny <3 Bardzo, bardzo <3
    Diabełek Yuri ;*

    OdpowiedzUsuń

Komentarz piszesz przez kilka minut, a ja rozdział w kilka godzin/dni. Komentując dajesz mi motywacje bym pisała szybciej i lepiej. :)

3xff#e2d173xhx#d8c846xhx#dbd075xhx#c7b943xhx#988c25xhx#c8b832xhx#b8ac47xff1xff⋆xfxxfx✶xfxxfx⋆xff8xff20xff80xff5xff4xff40xff0 Harry Potter Magical Wand